sobota, 14 listopada 2015

Russian bitch

Z dedykacją dla rabbit. Dziękuję za wszystko.

- Nie. Absolutnie nie. – Jared głośno protestował podczas narady zespołu, w której uczestniczyłam. – Wiem, że mamy iść do Zony, zagrać w paintball, ale ja bez ochrony nigdzie więcej się nie ruszę. Nie wiem, jak wy, ale czytałem ostatnio wiadomości i pomimo tego, że to stolica, przy tych wszystkich zamieszkach politycznych zwyczajnie martwię się o nasze bezpieczeństwo.
- A jeśli ochrona – spełniła się moja zapowiedź, tym razem przydzielono nam specjalistów -- pojedzie z nami, wyjdziemy wieczorem na miasto? – Shannon miał na twarzy minę, jakby nie mógł ścierpieć siedzenia w hotelu na dzień przed koncertem. Przeżył sporo w Polsce i nie dziwiłam się, dlaczego czuje potrzebę rozerwania się w jakimś głośnym, moskiewskim klubie dla VIPów. – Gdzieś przycupną, a my się zabawimy w loży.
- Jesteś pewien, że tylko – Tomo zaakcentował słowo, znacząco unosząc brwi - w loży? Shann, nie wiesz, jak to może się skończyć. O ile dobrze mi wiadomo, europejskie alkohole są mocniejsze niż nasze.
- Boże, jacy wy jesteście sztywni! – Shannon wybuchnął, podrywając się z miejsca w pokoju, przynależącym do apartamentu, który zajmowaliśmy z Jaredem. - Chcę iść i wreszcie spędzić wieczór tak, jak zrobiłbym to w Los Angeles. Mam dosyć siedzenia w budynkach albo zwiedzania, bo ostatnio tylko to wam w głowie. Jeszcze w Amsterdamie było jako tako, a potem…
- I potem prosiłbyś mnie o pomoc? – Jared odparł, krzywiąc się. – Bo zatrzymaliby cię w areszcie po jeździe po alkoholu? To naprawdę nie jest dobry pomysł. Ale nie mogę ci niczego zakazać. Rób, co chcesz. Pojedziemy do Zony, bo już jest zarezerwowana dla całej ekipy, a potem będziemy decydować. Tomo? – spojrzał na Chorwata, przeglądającego niewielki przewodnik, leżący na stole.
- Ja chcę zadzwonić do Vicki. Muszę z nią porozmawiać, dowiedzieć się, czy wszystko w porządku w domu po powrocie, poza tym chcę odpocząć. Od tygodnia gramy koncerty, jeden za drugim, ja długo tak nie wyrobię. Widziałeś moje stopy?

Jared pokręcił głową.

- To chyba nawet lepiej, bo są tak pokiereszowane, że jedyne, o czym marzę, to ułożyć je wyżej, żeby wreszcie przestały boleć.
- Okej, to robimy sobie chwilę przerwy, a potem Zona.

Kompleks, w którym mieliśmy się zintegrować jako zespół, był naprawdę spory. Wielka, co najmniej dwupiętrowa bryła budynku, stała na otwartej przestrzeni, w dali widziałam podświetlony jak na stadionie kontur poligonu z różnymi przystosowaniami – prawdopodobnie tam również odbywały się gry – nas jednak bardziej interesowało wnętrze, labirynt, w którym mieliśmy nieco mniej inwazyjnie „powystrzelać się jak kaczki” – nadal nie wiedziałam, czemu słowa dziadka Johna ostatnio tak często przychodziły mi na myśl. Tak czy inaczej, miało to być absolutnie bezkrwawe polowanie.

Kiedy wpadliśmy do recepcji, całą grupą – w większości ubraną na czarno, śmiejąc się i żartując między sobą, Emma podeszła do recepcji z jakąś kartką w rękach, chyba rezerwacją, wyjaśniając coś, a chwilę później wróciła razem z trojgiem rosłych mężczyzn, najwyraźniej instruktorów, niosących naręcze strojów; kasków i kamizelek ochronnych.

- Witamy w Zonie. – ciemnowłosy, stojący między dwoma blondynami odezwał się z ciężkim akcentem – Przedstawię pokrótce zasady bezpieczeństwa obowiązujące podczas gry. Na początku proszę państwa o podzielenie się na dwie, w miarę możliwości równe drużyny.

- Dobra, ja chcę wybierać. – rzuciłam, ku zaskoczeniu Jareda, biorąc od mężczyzny błękitne bandany i wiążąc ją na szyi. Na jego twarzy malowało się szczere zaskoczenie. Zwykle nie byłam taka aktywna, więc...
- Bracie, przykro mi, ja biorę drugą drużynę. – Shannon poklepał Jareda po ramieniu – Kto pierwszy, ten lepszy. – złapał rzucone w jego stronę czerwone chusty, jedną obwiązując wokół nadgarstka. Teraz mogłam już powierdzieć, że naprawdę szybko zmieniał mu się nastrój. Jared nasunął na głowę kapelusz, zasłaniając oczy rondem. Obraził się?

- Damy pierwsze. – Shann szeroko się uśmiechnął, ale wiedziałam, że od tego, jakie decyzje podejmę teraz, zależy jego wybór. – Ale rezerwuję Steviego. – rzucił mu z marszu chustę.
- Dobra. Tomo, chodź. – uśmiechnęłam się do Chorwata. Lubiłam go za szczerość i radość, jaką emanował.
- Shayla. – bez słowa wyjaśnienia Shannon wręczył jej chustę. W co on pogrywał?
- Emma. – zachowywaliśmy się jak w liceum na zajęciach sportowych, kto pierwszy, kto szybciej wybierze tych lepszych do swojej drużyny. Oczywiście, między mną a nią stworzyło się coś na kształt siostrzeństwa.
- Reni. – Shann uśmiechnął się do niej, zamykając ją w niedźwiedzim uścisku, kiedy podeszła.
- Jared. Chodź tutaj, biedaku. – uśmiechnęłam się do niego szeroko. Był ostatni…
- O co ci chodzi? – odburknął, ściągając kapelusz z głowy.
- O to, że nie wybrałam cię na samym początku? Nie zrobiłam tego specjalnie.
- Nie będziemy się kłócić o jakąś idiotyczną grę! – wybuchł.
- Jay, zachowujesz się w tej chwili jak rozkapryszona księżniczka. – stwierdziłam.
- Tak czasem mam. – odburknął. To wyglądało trochę jak gra w ping-ponga, kto szybciej odbije piłeczkę…
- Przepraszam, jeśli cię uraziłam. – stanęłam na palcach, całując go w czoło.
- Hmmm… Podoba mi się to… - mruknął w odpowiedzi.

Dla Jareda byłam skłonna zrobić wyjątek. Nieważne, że dookoła nas było jeszcze dziewięć innych osób. Buziak w nos, a potem w usta; tyle że ten ostatni strasznie się wydłużył, a kątem oka widziałam chichoczącą ekipę i Rosjan z nic nie sugerującymi wyrazami twarzy, choć ostatni wydawał się być z lekka zaskoczony.

- Lubię, kiedy się tak denerwujesz. – kiedy już oderwaliśmy się od siebie, zaśmiałam się.
- A ja lubię, jak jesteś taka stanowcza.  Mogłabyś być taka częściej…
- Trzymaj i nie gadaj już więcej. – podałam mu ostatnią chustę. – Jesteśmy gotowi.

- Dobrze. – widziałam, że Rosjanin nieco się rozluźnił. - Otrzymają od nas państwo kaski ochronne, okulary, kamizelki; nie wolno ściągać ich pod żadnym pozorem aż do zakończenia scenariusza. Strzały oddajemy w nogi, ręce, klatkę piersiową, omijamy okolice intymne, głowę. Broń: w każdym z podajników znajduje się dwieście pięćdziesiąt kulek z farbą, aż do sygnału rozpoczęcia, długiego dźwięku trąbki, karabiny muszą być zabezpieczone, podkreślam, muszą, chodzi o względy bezpieczeństwa. Gra kończy się wtedy, kiedy któraś z drużyn zdobędzie flagę przeciwnej, są umieszczone one po obu stronach poligonu, w kolorach takich, jak bandany lub kiedy rozlegnie się kolejny długi sygnał.

Kilka minut później, przebrani, z karabinami w rękach, we własnych drużynach przekraczaliśmy drzwi do sali gier. Rozbiegliśmy się w drużynach, a na dwóch wzniesieniach widać było wiszące i łopoczące flagi. Kiedy już ukryliśmy się z Tomo, Emmą i Jaredem, zaczęłam planować:
- Ktoś musi zostać, żeby chronić flagę z ukrycia. Kto pisze się na atak? Mamy dobre miejsce, bo jest tylko jedna ścieżka aż do schodów, a dookoła niezłe kryjówki. – pamiętałam, jak rozglądaliśmy się dookoła podczas pierwszych minut na rekonesans.

- Emma? – Tomo uśmiechnął się do blondynki, która zmarszczyła czoło – Nie da się cię powstrzymać, kiedy przychodzą kwestie spraw biznesowych, no to może i po drodze… - w odpowiedzi zaczęła się śmiać. Oczywiście, wiedziałam, że jest jak czołg, choć z daleka wydawała się być niepozorna i drobna.
- Wolałabym jednak być bardziej stabilnym graczem; mogę być w pobliżu flagi.
- Jared, ty przecież szybko biegasz. I jesteś wytrzymały. – rzuciłam. - Mógłbyś niezauważony przedrzeć się bokiem i złapać flagę czerwonych, a ja bym cię osłaniała. Tomo na rekonesans z przodu, albo z Emmą.
- To może być ciekawe. – uśmiechnął się, a Tomo mu zawtórował. – To jest wojna, tak? Wolę iść do przodu, nie będę stał w miejscu i patrzył, jak się bawicie. - W strojach, okularach ochronnych, z bronią w ręku i kaskach wyglądali jak prawdziwi żołnierze, w przeciwieństwie do mnie i Emmy, ale pomimo tej różnicy postanowiłam dobrze się bawić, nieważne, czy wygramy pojedynek, czy nie.

Kiedy gra rozpoczęła się, rozbiegliśmy się na wszystkie strony.

- Jared, uważaj! – krzyknęłam, chowając się za fragmentem murów. Zdążyłam zrobić to w dobrym momencie, ponieważ już chwilę później był pokryty kolorowymi, czerwonymi plamkami farby: wyglądało to tak, jakby nie jedna, a co najmniej trzy osoby potraktowały go jako ruchomy cel. – Oddajmy im pięknym za nadobne! – wycelowałam karabin, widząc lśniące włosy Shayli i oddając kilkanaście strzałów.

Po długiej i dość równej walce, choć wszyscy byliśmy kolorowi, nawet ja, pomimo uwagi na to, co dzieje się dookoła, naszą – piękną, błękitną i porządnie strzeżoną, do momentu ofensywy – flagę pochwyciła Reni! Jakim cudem nie zauważyłam jej, kiedy skradała się ku nam? Była czarnym koniem tej gry, stojąc na ruinach i wymachując radośnie w powietrzu materiałem jak fani na koncertach. Shannon szczerzył się, po czym dodał, poklepując Jareda po ramieniu: - Widzisz, może i w jeździe samochodem jesteś lepszy, ale to my lepiej posługujemy się bronią.

Oczywiście, że Shann potraktował to jako swoistą zemstę za naszą wygraną w wyścigach na Xboxie. Bo jakby mogło być inaczej?

Późnym wieczorem, patrząc przez okna, zobaczyłam, jak pod hotel podjeżdża czarne auto z którego wysiada Shannon z jakąś kobietą, ubraną całą na czarno, z dość sporą torebką w ręku, prowadząc ją do środka. Zapewne w klubie, do którego ostatecznie pojechał, dobrze się bawił… Powiedziałabym nawet, że chyba nieco za dobrze. Nie chciałam wnikać, kogo przyprowadził, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że to pewnie jeden z tych kolejnych „jednonocnych podbojów”… 

Nie mój interes, jeśli Shann uważał to za dobre dla siebie, ja nie zamierzałam tego komentować. Jared półleżał na łóżku, czytając przy świetle dość jasnej nocnej lampki, więc nie chciałam za bardzo mu przeszkadzać. Czasem potrzebowaliśmy wytchnienia. Nie wiem, jak to się stało, ale ostatecznie zasnęłam jako pierwsza, po raz kolejny, jednakże tym razem ze zmęczenia grą, zabawą, no i rzecz jasna wyścigiem przed pociskami przeciwnej drużyny, jaki Jared zafundował mi w Zonie…

Kiedy zeszliśmy na śniadanie do hotelowej restauracji, zobaczyłam, jak przy naszym stole siedzi już Shannon, jednak nie sam, ani bynajmniej wyłącznie z Tomo, którego zauważyłam tuż obok. Ubrana w czarną sukienkę kobieta, z rozpuszczonymi włosami w kolorze platynowego blondu, tej sylwetki nie dało się nigdzie pomylić. Olga. Zerkając ostrożnie za siebie, podeszłam do Jareda, wybierającego bułeczki, owoce i proszącego obsługę o przygotowanie słabo zaparzonej zielonej herbaty. Kiedy spojrzał na mnie, zauważył, że spięłam się w sobie, więc zrobił to, co zwykle, kiedy reagowałam nerwowo: oplótł mnie ramieniem, odstawiając na chwilę swoją tacę i zabierając ode mnie moją.

- Co się dzieje?
- Widzisz tą dziewczynę, siedzi z Shannem?
Jared jakby nigdy nic odwrócił się w stronę stolika, po czym pomachał do Tomo i Shannona, siedzących razem. Odmachali mu, na co ten wrócił do nakładania do miseczki sałatki owocowej dla mnie. Wiedział, co polubiłam.
- Znasz ją?
- Tak jakby… to przez jej zachowanie wyciągałeś mnie z bagna.

Wystarczyło, że przyznałam, co leżało mi na sercu, na co od razu zareagował.
- Kochanie, pamiętaj, teraz wszystko się zmieniło, jesteśmy razem, a tamta dziewczyna myśli, że w jakiś sposób zyska naszą uwagę, zaczynając od Shannona. Znasz Tomo, on nie widzi nikogo poza Vicki, pamiętasz przecież, co działo się w Saint Tropez. A ja… nie widzę świata poza tobą.
- No dobrze. – uśmiechnęłam się do niego, kiedy wręczył mi miseczkę. – Czy mogę poprosić o jogurt sojowy? – odezwałam się do kelnerki, która miała dostęp do lodówki.

Kiedy podeszliśmy do stolika, szeroko się uśmiechnęłam.
- Dzień dobry, jak spaliście?
- Ja jak aniołek. – Tomo szeroko się uśmiechnął. – Czego z pewnością nie można powiedzieć o Shannonie. – perkusista miał pod oczami widoczne lekkie cienie, siedząc z kobietą i popijając czarną jak noc kawę. Kiedy blondynka uniosła głowę, na jej twarzy pojawił się wyraźny szok.
Niespodzianka? Nie odezwałam się ani słowem, siadając z Jaredem i biorąc do ust widelec z nabitymi na nim kawałkami owoców.
- Jared, kiedy jedziemy na stadion? – kiedy przełknęłam, od razu nie omieszkałam zapytać. 

Zostawiliśmy w pokoju lekki bałagan wychodząc, więc musiałam jeszcze zapakować parę naszych rzeczy do walizek.

- Niedługo. Myślę, że zaraz będą tutaj dziewczyny. – I rzeczywiście, jak na zawołanie, zjawiły się w restauracji wszystkie naraz: Emma, Shayla i Reni, szeroko uśmiechnięte i gotowe na wszystko, co się zdarzy.
- Dzień dobry. Znajdzie się dla nas miejsce, czy poprosimy o dostawienie stolika?
- Oczywiście, że tak, my się ruszymy i zaraz będzie. – przesunęliśmy się z Jaredem, tak, aby mogły usiąść, kiedy tylko przyniosą sobie śniadanie.

- Melania? – usłyszeliśmy cichy głos, kiedy Reni, rozmawiając z Shaylą, odeszła za Emmą do bufetu. Jared oczywiście wiedział, co się święci, więc nie wtrącał się, przynajmniej nie w tej chwili, ale na twarzy starszego Leto i Chorwata wymalowane było zaskoczenie. Spojrzałam na kobietę spode łba.
- Tak, słucham? – odezwałam się nieco oschle, podnosząc do ust filiżankę z herbatą.
- Co ty tutaj robisz?
- Aktualnie jem śniadanie. A potem wybieram się do pracy. – kątem oka widziałam, jak Jared uśmiecha się pod nosem - prawdę mówiąc, nie wiedziałam, od kogo nauczyłam się takiej lekko sarkastycznej maniery rozmów z ludźmi, za którymi niekoniecznie przepadam - a chwilę później poczułam jego dłoń na ramieniu. Tak jakby chciał mi powiedzieć: „jestem z tobą, zawsze”.
- Z… nimi? – teraz to Shannon z Tomo szeroko się uśmiechali, a Olga była zaszokowana. Cóż, właśnie spędziła noc z człowiekiem, z którym współpracuję. Ha.
-Tak. I weź na poprawkę, że dla ciebie to nie są „oni”. Na miejscu Shanna nawet bym cię nie tknęła, choćby i na odległość… Ale cóż, nieważne, zawsze wiedziałam, że umiesz wykorzystywać ludzi. I to się nie zmieniło, nawet teraz, kiedy – uniosłam brwi – twój status społeczny spadł poniżej wszelkich dopuszczalnych norm. Przyznasz, że role się odwróciły, nieprawdaż? – ostatnie zdania wręcz wysyczałam.

Widziałam, że Olga skrzywiła się na te słowa. Cóż, trafiłam w jej czuły punkt. Kto by się spodziewał?
- A teraz, jeśli pozwolisz, chcę dokończyć śniadanie.

Kiedy do stołu wróciły dziewczyny, Emma od razu spostrzegła, że wszyscy zamilkli. Ta kobieta miała magiczną zdolność obserwacji!
- A co się tutaj stało? Nie było nas kilka minut, a atmosfera jest taka gęsta, że możnaby ją cedzić.
Olga dopiła kawę, po czym podniosła się z miejsca.
- Nie będę państwu dłużej przeszkadzała. – spojrzała na Shannona spod długich, jak na mój gust nadmiernie wytuszowanych rzęs – Dziękuję. – po czym poprawiła spódnicę i skierowała się bez słowa w stronę wyjścia. Zapewne w torbie miała sporą sumkę, jeśli rzecz jasna to po to Shannon ją tutaj ściągnął; z pewnością również nieświadomie.

- Nia, coś ty jej powiedziała? – Emma zerknęła na mnie jak na odmieńca. Cóż, misja zakończona sukcesem.
- Nic. – z najszerszym i jednocześnie najszczerszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, odparłam. – Naprawdę! – uniosłam obie ręce w powietrze – Po prostu kiedyś, dawno temu, byłyśmy… Nie mogę powiedzieć, że przyjaciółkami. Współlokatorkami. I razem z pewnym wydarzeniem nasze relacje zepsuły się. – Jared znał całą prawdę, reszta niekoniecznie musiała. – Ważne, że wyjaśniłyśmy sobie pewne szczegóły. Shannon… - urwałam, czując na sobie spojrzenie Jareda – Nie chcę ci wypominać, wiem, że jestem młoda, może i nawet wszyscy uważacie mnie jeszcze za bardzo niedoświadczoną, ale wydaje mi się, że twój brat wczoraj miał rację co do jakichkolwiek wyjść…

Kiedy już siedzieliśmy wspólnie na backstage’u, czekając, aż technicy skończą drobne poprawki przy wyrzutniach sztucznego dymu, przyszło mi na myśl parę spraw. W czasie próby okazało się, że okablowanie niektórych armatek jest nieszczelne, więc musieli jak najszybciej dokonać niezbędnych poprawek. W innym razie groziłby nam poważny wypadek przy pracy, włączając w to ograniczoną widoczność, od której zaczynała się cała kaskada problemów.

- Nie boicie się tak jeździć po całym świecie? Wiem, że trzymamy się teraz stosunkowo spokojnego regionu świata, ale…

Jared w odpowiedzi podał mi filiżankę z herbatą. Sam też popijał napar, więc z uśmiechem przyjęłam naczynie, nie narzekając. Możliwe, że ten drobny rytuał, jakim była chwila wyciszenia, był kolejnym ze zwyczajów, które pozwalały Jaredowi zachować nieco kontroli nad wszystkim, co się działo; poza rzecz jasna czujnymi oczami Emmy, Shayli i Reni, które zawsze były na swoim miejscu, obserwując dokładnie to, co działo się w czasie koncertów.

- To proste. – Tomo uśmiechnął się – Zanim nawet zgodzimy się jechać gdziekolwiek, sprawdzamy, a właściwie nie my, tylko nasza ekipa z managementu, czy nie pojawiło się w ostatnim czasie ostrzeżenie na temat zagrożenia bezpieczeństwa. Oczywiście, monitorujemy sytuację i jeśli dzieje się coś niepokojącego, tak jak teraz, zwracamy się z prośbą do organizatora o zapewnienie dodatkowych środków bezpieczeństwa.

To, co powiedział, uspokoiło mnie w jakiś dziwny sposób. Dobrze było wiedzieć, że wszędzie będziemy bezpieczni, chociaż z drugiej strony, jeśli stanęłabym przed koniecznością ochronienia kogokolwiek, nieważne, czy byliby to moi bliscy, czy Jared, stanęłabym przed nimi murem. Ludzie, których kocham, zasługują na to; z pewnością wobec mnie postąpiliby tak samo.

- Ale tak naprawdę… jest coś, co jest w stanie pokonać nas i wszystkie uprzednio powzięte środki bezpieczeństwa, najprościej rzecz mówiąc, oddolnie.
- Co? – byłam szczerze zainteresowana tematem, który zaczął się rozwijać. – Powiesz?
- Kucharz. Jeśli trafi się jakiś, który nie ma pojęcia o dobrym wyborze produktów, cała ekipa nam pada. Po części dlatego rzadko też jemy poza hotelami; bo znają w nich nasze wymagania. To trochę jak z siłami specjalnymi…

Zaczęłam głośno się śmiać, kiedy zorientowałam się, co miał na myśli Tomo. Rzeczywiście, załoga była naprawdę ogromna, więc od nakarmienia całej tej grupy zależały dalsze losy wszystkich w zespole… Jednym słowem: wygłodniałe crew to wściekłe crew.

- Okej, zobaczymy się później. I wtedy też dokończę opowieść. – kiedy do garderoby zajrzała Reni, Chorwat podniósł się z miejsca – Do pracy, panie i panowie, koniec lenistwa.

Oprowadzanie wycieczek po kulisach tak bardzo spodobało się Tomo, a w dodatku nie było dla niego męczące, co sam przyznał z szerokim uśmiechem na twarzy, więc Reni z zespołem dodała dodatkową pulę biletów na odkrywanie tajemnic naszego backstage; tym samym zajmując go na nieco dłuższy moment, jednak wyjątkowo satysfakcjonujący.

- Może dla ciebie, ale ja zamierzam jeszcze chwilę odetchnąć. – Shannon rozłożył się jeszcze wygodniej w fotelu, przyciągając dodatkowo w swoją stronę podnóżek. Widać było, że naprawdę nie spał w nocy… Im bliżej było do końca trasy, tym bardziej odzywało się w starszym z braci lenistwo. Tomo pomachał do nas, po czym złapał swoją czapkę, typowo amerykański full cap, wiszącą do tej pory na wieszaku i wyszedł z pokoju żwawym krokiem.

- Nie chcę cię zmartwić, ale my też wkrótce będziemy musieli się ruszyć. – Jared odstawił na stolik do kawy pustą filiżankę, uśmiechając się. – Może i wolałbyś tutaj zostać, ale meet&greet tutaj to dość istotna sprawa, zważając na ogólne zainteresowanie biletami. Wyprzedaliśmy wszystkie w trzech pulach.
- Jeszcze i ty? Przysięgam, serca nie macie…
- Odpoczniesz w domu, już niedługo wracamy, jeszcze tylko Wiedeń, Zurych i lecimy do miasta aniołów. Będziesz mógł spać do woli. – Jared zaśmiał się, zerkając na mnie – My też odpoczniemy.

Wiedział, że jesteśmy oboje na skraju wyczerpania. Bo kto by nie był, non stop zmieniając miejsca. No i strefy czasowe. W Londynie cofnęliśmy zegarki, potem w Europie przesunęliśmy, teraz znów o godzinę do przodu, a jutro znów o godzinę do tyłu… Nie były to takie duże różnice, ale na dłuższą metę nie byliśmy przyzwyczajeni do takich abstrakcyjnych zmian, jakie dotyczyły zegarków.

-----------------------------------
No i jak tu nie być dumnym z Nii? Naprawdę, dziewczyna dorosła, bo umie się postawić. I bronić tego, co dla niej najważniejsze: czyli najbliższych.

Ściskam Was mocno i dziękuję, że jesteście :)
Już niedługo skończę Was męczyć...

S.

5 komentarzy:

  1. Ojaaa, dziękuję za dedykacje! Skomentuje jutro jak wrócę tylko z pracy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dżarek to jak ja... Non stop praca, on nie zna umiaru. Napisałabym, że powinen się ogarnąć, ale to jak ja, że też powinnam. Więc lepiej tego nie napiszę, bo będę musiała to zrobić sama :D
      Ale do rzeczy, uśmiechający się J jak chłopiec jest masakrycznie słodki. No jaaa, przecież on jest zakochany w niej jak chłopiec. 15latek:D szkoda, że naprawdę on nie jest. Szkoda mi go, na ostatnich zdjęciach na ig na tych fanowskich kontach cieszy się jak głupi, ale no ...niech on kogoś sobie znajdzie w końcu. :(
      Co do Olgi, ja dalej uważam, że Nia miała jej mocniej pocisnąć, ale mimo to i tak sprowadziła ją do parteru. Tak trzymać! Ale nie wiem czemu, wyobraziłam sobie żeby one się zaczęły okładać pięściami i targać za włosy. W końcu Olga to laska na jedną noc...
      Dżarek księżniczka obrażalska...hahahha, typowe. Dobrze, że korony mu jeszcze nikt nie dał na głowę:D w sensie...kurde on już ją miał, ale wiesz takiej z Burger Kinga :D haha! Pasowała by mu + sfochana mina :3

      Xo

      Usuń
    2. Czasem odpoczynek należy się każdemu - nawet Tobie. Optuję za tym niezwykle często. Mam wrażenie, że ten uśmiech to coś, co topi serca wszystkich.
      Przypomnę, że dziewczęta były w miejscu publicznym, więc z tego powodu Nia nie mogła naprawdę rzucić się na Olgę...
      A Jared-księżniczka... nie powiem, czyj to był pomysł ;)

      S.

      Usuń
  2. (Uwaga ten komentarz pisze na telefonie także proszę o wyrozumiałość co do błędów)
    Ohhh...Dawno mnie tu nie było ;) Ale teraz gdy nadrobiłam juz wszytko to mogę się wypowiedzieć :) Jest kilka plusów ale też kilka minusów, tak więc zaczynam xD Jeżeli chodzi o plusy to od zawsze podziwiam to jak sprawdzasz wszytkie dane, zabytki, ulice i tradycje danego miasta, naprawdę ;) Ja osobiście nie miałabym czasu, siły i chęci tego wszystkiego szukać a potem opisywać :* Masz za to duży plus ;) Podoba mi się taka wersja Jareda i Mii jaka przedstawiłaś tuż przed grą w Zonie  (tak to się pisze?) Droczą się, udają obrażony i są tacy uroczy, że <3 Więcej ich takich xD Bardzo podobają mi się tez wątki z Shannonem, nie myślałaś żeby je rozwinąć ? I to jak Mia potraktowała ta wredna sukę , dobrze jej tak ;) Smuci mnie tylko to ze Tomo jest tak daleko od Vicky; -; Przejdźmy teraz do minusów, jest ich mniej ale zawsze coś jest :D Dla mnie w tym opowiadaniu brakuje jakiegoś dramatu (ja kocham akcje i dramaty wiec trzeba brać na mnie poprawkę )wiesz jest za mało jakiejś takiej pikanterii, jakiś zdrad  i wielkich powrótów jakiejś nwm no np przemocy (nie mowie tu od razu o jakimś mordowanie czy coś bardziej jakieś bójki, jakaś afera , kłótnia ) i przez to czasami jest tak za monotonnie ale jak kto woli ;) Tak czy inaczej kocham Twoje opowiadanie i zawsze będę już czytać ; ) A tymczasem zapraszam do mnie na kolejny rozdział (Ciebie juz chyba dwa ominęły xD) i mam nadzieje ze wpadniesz  30stm-a-new-reality.blogspot.com
    Enjoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jared i Nia czasem muszą się pokłócić, żeby ich relacja nie była zbyt idealna. Ja też się cieszę, że Nia dokopała Oldze, raz na zawsze kończąc z tematem. Vicki dopiero co była z zespołem, więc tęsknota Tomo wynika z tego, że ta nie mogła zostać dłużej.
      Będzie jeszcze drama, kiedy już wrócą do LA, co mogę obiecać, więc zdążysz jeszcze się nasycić :)
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)