czwartek, 22 października 2015

Hallenstadion, or something like that

Kiedy dotarliśmy do Zurychu, wszystko wskazywało na to, że prześpimy pół dnia. Energia, jaka buzowała w Nightlinerze, którym znów jechaliśmy, sprawiła, że siedzieliśmy w środku nocy, poubierani w piżamy przed konsolą, na której na zmianę graliśmy: Tomo z Shannonem w jednej drużynie, a ja z Jaredem i Emmą, z którymi współdzieliłam pad - w drugiej. Graliśmy w jakąś grę, wyścigi w terenie, ale cały szkopuł polegał na tym, że bez drugiej drużyny nie mogliśmy dalej przechodzić do kolejnych zawodów. Jakoś nieszczególnie bawiło mnie ciągłe wygrywanie z komputerem… Słyszałam zgrzytanie zębów Shanna, kiedy Jared akurat rujnował mu plany.

Cóż, dobrym kierowcą trzeba się urodzić. Kiedy wreszcie skierowaliśmy się do naszych sypialni, było już dobrze po trzeciej nad ranem. Słońce miało niedługo wstać, w Zurychu mieliśmy być około ósmej rano, ponieważ ze względu na roboty drogowe kierowca zdecydował się jechać dłuższą trasą – jeśli rzecz jasna nie natrafimy po drodze na korek lub inne nieprzewidziane trudności. W innych autobusach, jadących przed i za nami wszyscy z pewnością spali. Tak przynajmniej zakładałam.

Jared siedział zawinięty po uszy pod kołdrą, pijąc herbatę z kubka termicznego, jednego z tych niekapiących ze słomką. Skarżył się już wcześniej, zaraz po drobnych przekąskach na drugie śniadanie, że coś drapie go w gardle, pewnie ze względu na to, że w czasie koncertu trochę zaszalał podczas części akustycznej, a jeszcze wcześniej pił lodowatą zieloną mrożoną herbatę, ale nie przypuszczałam, że w ciągu kilkunastu godzin sprawa będzie aż tak poważna, że nie będzie mógł powiedzieć wiele bez kaszlu i skrzeczenia. Nawet, kiedy dużo krzyczał podczas koncertów do mikrofonu, nie brzmiał po nich tak, jak teraz. Emma, słysząc, jak Jared usiłuje się komunikować podczas wspólnego lunchu, natychmiast wezwała lekarza i była gotowa powiadomić organizatora o zmianach planów. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc podeszłam otworzyć.

- Dzień dobry. Mogę wejść? – ciemnowłosy mężczyzna z dużą, czarną torbą w ręku stał pod drzwiami, trzymając w ręku niewielką karteczkę.
- Oczywiście. Proszę. – wpuściłam mężczyznę do środka, zawieszając na drzwiach karteczkę z napisem „Nie przeszkadzać”.
- Dzień dobry panu. – przywitał się z Jaredem, na co ten skinął mu głową, ledwie mogąc się odezwać. – Jestem lekarzem, przyjechałem z kliniki uniwersyteckiej.

Choć lekarz był dość młody, widać było, że profesjonalnie podchodził do rzeczy. Postawił na stole swoją torbę, z której wyciągnął stetoskop, termometr na podczerwień, taki sam, jak mama używała w domu w Madrycie; zapakowaną w plastik jednorazową szpatułkę i coś, przypominającego wyglądem nieco dłuższą baterię, po czym usiadł na krześle. Jared ściągnął kołdrę z głowy, ale nadal opatulał się nią, poza tym pod spodem miał ubrany sweter z wielkim napisem Who the f#%k is Bartholomew Cubbins – no oczywiście, znowu to samo - i długie spodnie, więc już na pierwszy rzut oka widać było, że marzł. Usiadłam przy nim na kanapie, biorąc od niego kubek i odstawiając na stoliczek do kawy przy sofie.

- Podasz mi chusteczki, proszę? – wychrypiał, na co skróciłam jego cierpienia. Odsunęłam się na moment, kiedy hałaśliwie wydmuchiwał nos, ponieważ nadal nie wiedziałam, czy nie jest to coś zaraźliwego.
- Dobrze, proszę powiedzieć mi, co się dzieje.
Jared spojrzał na lekarza tak, jakby ten kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie może mówić. Siedząc obok niego, widziałam, że cierpi, nie mogąc korzystać z głosu, tak cennego dla niego.
- Może ja powiem… - wtrąciłam się, widząc nietęgą minę Jaya. – Jared stracił głos, jak widać, poza tym źle się czuje, nie wiem, co to jest, bo jeszcze wczoraj byliśmy w Cannes, gdzie wszystko było w porządku.
- Rozumiem. Dobrze, zobaczymy, co się tu dzieje. – lekarz wziął w rękę termometr i usłyszeliśmy piknięcie, po czym lekarz zapisał na karcie wynik. – Ma pan lekki stan podgorączkowy, więc od razu powinniśmy zbić temperaturę.
- Jay, to ja może zaczekam tam. – wskazałam na drugi pokój, uśmiechając się. – Trochę komfortu nie zaszkodzi.
- Dziękuję. – Jared posłał w moim kierunku niemego całusa.

Wiedziałam, że powinnam od razu znaleźć w walizkach leki, więc przeszłam do sypialni, przekopując torbę w poszukiwaniu apteczki podróżnej, którą pakowałam. Gdzie jest ta saszetka… Ta sama, którą Jared ratował mnie w Madrycie, tyle że tym razem role odwróciły się i to ja musiałam zadbać o mojego mężczyznę. Wyciągnęłam sporo rzeczy, nim udało mi się znaleźć niewielkie niebieskie opakowanie, z którego od razu wyciągnęłam musujące pastylki, które wystarczyło rozpuścić i wypić. Działały znacznie szybciej, niż normalne tabletki, a o to teraz nam chodziło. Wiedząc, że coś jeszcze może się przydać, powkładałam do toreb nasze rzeczy, ale zostawiłam lekarstwa na szafce nocnej. Ze stolika wzięłam szklankę, napełniając ją wodą i wrzuciłam dwie małe tabletki, które od razu wzburzyły wodę, zabarwiając ją na pomarańczowo. Ze szklanką w dłoni wyszłam do salonu, w którym Jared ubierał na siebie koszulkę i bluzę.

- Przeproszę panów na momencik. Jared, masz, wypij.
- Co to jest? – lekarz spojrzał na mnie, trzymającą szklankę z nadal musującą zawartością.
- Mieszanka paracetamolu z ibuprofenem i witaminami.
- Dobrze, może być. – Jared przejął ode mnie szklankę, wypijając duszkiem jej zawartość. – Proszę otworzyć usta i wystawić język - lekarz zaświecił do środka latarką – teraz proszę powiedzieć „aaa”. – obejrzał dokładnie całe gardło, przytrzymując jedną ręką szpatułkę, którą przyciskał jego język.

Jared był posłuszny, wykonywał wszystkie polecenia, choć to ostatnie sprawiło mu sporo trudności. – Teraz obejrzę węzły chłonne. – przyłożył palce do jego szyi, dotykając jej. – Są powiększone, gardło jest mocno podrażnione, zaczerwienione i obrzęknięte. Na szczęście nie ma wysięku ropnego, więc obędzie się bez antybiotyków. Zresztą, to absolutna ostateczność.

Wiedziałam, że głos znaczył dla niego wszystko. Bez niego był absolutnie bezsilny.

- Dobrze. – lekarz posprzątał wszystkie rzeczy, po czym wyciągnął z torby bloczek recept i długopis. – To dość rozległe zapalenie gardła, jednak obawiam się, że jeśli będzie pan śpiewał, skończy się to znacznie mniej przyjemnie, włączając w to perspektywę operacji. Może pan zupełnie stracić możliwość mówienia, więc zalecam milczenie, proszę przyjmować leki, dużo pić, oszczędzać się. Zdaję sobie sprawę z tego, że to pana praca, ale o koncercie nie ma mowy, ani dziś, ani jutro, ani nawet pojutrze. Na pana miejscu nawet potem bardzo ostrożnie podchodziłbym do tego, to ogromny wysiłek dla gardła. W normalnych warunkach zakazałbym w ogóle wychodzenia z łóżka.
Jutro mieliśmy pracować w Hallenstadion, a pojutrze z samego rana lecieć do Hamburga, bo wieczorem graliśmy, jak ten lekarz wyobrażał sobie trasę? Jared popatrzył na mnie tak, jakby właśnie zobaczył ducha. Doskonale go rozumiałam. Bo jak inaczej da się powiedzieć lekarzowi, że przecież…

- Proszę wykupić te dwa leki, taki zestaw powinien złagodzić obrzęk, zapiszę też pastylki do ssania. Myślę, że za kilka dni powinno być lepiej. Jestem dobrej myśli.
- Bardzo dziękujemy za wizytę. – kiedy ubierał się, uśmiechnęłam się do Jareda pocieszająco. Bo przecież mogło być znacznie gorzej, prawda?

Gdy tylko mężczyzna wyszedł z pokoju, Jared wstał z kanapy, przemaszerował do saloniku i zatrzasnął z hukiem za sobą drzwi. Wkrótce z drugiego pokoju dobiegły gniewne dźwięki fortepianu. W apartamencie, który zajmowaliśmy, ku jego uciesze – a może i tym razem nie - znajdował się instrument. Jared wyżywał się na klawiszach, nie mogąc wyładować się gdzieś indziej, a co najgorsze, krzyczeć ze wściekłości. Nuty brzmiały jak odgłos kroków śmierci pędzącej przez hotelowy, wytłumiony wykładzinami korytarz. Chyba jeszcze nigdy nie grał czegoś takiego.
Wiedziałam, że muszę powiedzieć Emmie, że musimy odwołać całe wydarzenie. Zabrałam bluzę, receptę, portfel, kartę do pokoju, zmieniłam buty i mając nadzieję, że Jared nie zrobi w czasie mojej nieobecności żadnego głupstwa, wyszłam na korytarz. Manager zajmowała wspólnie z Poppy i Fanny pokój trzy pary drzwi dalej. Zapukałam do drzwi, a już chwilę później stały otworem, a Poppy wyglądała zza nich. Emma siedziała z laptopem na kolanach, pisząc coś zaciekle, ale podniosła wzrok, widząc, że stoję z nietęgą miną.

- Coś już wiadomo?
- Emma, jak odwołuje się koncert?
Wszystkie trzy spojrzały na mnie tak, jakbym właśnie kogoś przeklęła. Nie jestem papieżem, nie mam mocy, by przedstawić komukolwiek bullę.
- Odwołuje? – Fanny pomrugała kilkukrotnie. – Jest aż tak źle?
- Lekarz zakazał, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, wychodzenia Jaredowi na scenę. Przynajmniej do momentu, dopóki nie będziemy w Hamburgu, a nawet tam ma uważać.

Emma pokręciła głową.
- Naprawdę, nie wiem, jak my to wszystko ogarniemy. Impreza jest już jutro. Dobrze, zwołujemy zebranie całego zespołu, możemy u was? Nie będziemy zmuszać Jareda, żeby w takim stanie chodził gdziekolwiek. Dziewczyny, możecie poszukać Reni, Shaylę, Steviego, Marka i Zacka? Tego ostatniego poproście, żeby wziął ze sobą tablicę i zmazywalny marker.
- Ja pójdę po Tomo. Widziałam go wcześniej, jak wracał do pokoju. Shann chyba wyszedł wcześniej. – odezwałam się cicho. – Tylko najpierw pójdę po leki dla Jareda. Siedzi i chyba nadal gra.
- Lepsze to, niż gdyby próbował czegoś innego. – okno w pokoju dziewczyn było otwarte, więc usłyszałyśmy kolejną porcję gniewnego, smutnego brzmienia. – Namierzę ich, ty idź do tej apteki.
Nie interesowało mnie kompletnie to, co mówi do mnie farmaceuta, który mnie obsługiwał.

Wystarczyło, że się przywitałam i podziękowałam, zapłaciłam kartą, a reszta była już mało ważna. Kiedy otrzymałam torebkę z dwoma butelkami z atomizerem i pudełkiem w środku, miałam tylko chęć wracać do hotelu i pomóc Jaredowi. Kiedy weszłam do pokoju, przy stole, przy którym wcześniej siedział lekarz, znajdował się komplet ekipy, na czele z Emmą i Jaredem, ubranym tak, jakby był na biegunie, siedzącym jak na ścięciu z tablicą w rękach.

- Nia, dobrze, czekaliśmy na ciebie. – Emma od razu się uśmiechnęła. – Zaczynamy więc. Lekarz stwierdził, że Jared nie może śpiewać. – wszyscy starali się ukryć uśmiechy na twarzy, kiedy główny zainteresowany podniósł do góry tablicę z rysunkiem smutnej miny i łezkami na policzkach. – Odwołanie koncertu jest możliwe, ale wiemy, że mnóstwo osób kupiło tutaj najdroższe pakiety AIW, Reni?
- Tak, mamy przygotowane chyba czterdzieści opasek dla osób, które mają mieć dostęp do sceny. Plus drugie tyle, może nieco więcej, dla osób pod sceną.
- Zack, jak wygląda sprawa ze sprzętem i mocowaniem sceny?
- To scena typu festiwalowego, więc mamy niewiele do zrobienia względem koncertów dedykowanych. Jedyne co, to tylko mielibyśmy do zainstalowania podesty pod perkusję.
Jared podniósł w górę tabliczkę, na której napisał: zmiana daty? Widząc to, Tomo od razu zareagował.
- Kiedy byś to widział? Daty festiwalu nie da zmienić się z dnia na dzień, najgorsze jest to, że jesteśmy jednym z headlinerów. Możemy zrobić im osobny koncert.
Emma natychmiast otworzyła kalendarz, przeszukując luki w wydarzeniach.
- Możemy zmienić datę lotu do domu, jest dozwolona przez linie bez dopłat, jeśli jednak się na to zdecydujemy, wrócimy dwa, nie, trzy dni później do Los Angeles. Mamy lukę między Wiedniem a Paryżem. Wiem, że macie plany życiowe, rodziny, chcecie odpocząć… Słysząc te słowa, widziałam uśmiech na twarzy Marka, który delikatnie uniósł rękę.
- Tak?
- Em, skoro przeżyliśmy razem ponad dwa lata, to czemu nie mielibyśmy wytrzymać ze sobą dodatkowych trzech dni? Inni nas zrozumieją.

Jared od razu to skomentował: mądra uwaga ;) Chyba zaczął przyzwyczajać się do tego, że będzie musiał przeżyć przez najbliższe dni, komunikując się w alternatywny sposób.

- Czyli mamy wstępne rozwiązanie. Może być końcówka sierpnia, dwa dni po Wiedniu? – kiedy wszyscy zgodnie pokiwali głowami, odparła - Dobrze, to ja poinformuję organizatora, że nie będzie nas jutro z powodu choroby Jareda; Reni, skontaktuj się z tymi, którzy kupili pakiety, Nia, możesz napisać na stronie internetowej oświadczenie? Oczywiście bilety festiwalowe pozostają ważne, ale jeśli termin nie będzie odpowiadał, w autoryzowanych punktach sprzedaży można z dowodem zakupu oddać bilet lub go wymienić.

Po kolei dostawaliśmy zadania, a Jared pisał coś na tablicy. Emma oczywiście kontynuowała:
- Shayla, pomożesz mi, szczególnie z tłumaczeniem. Poppy, Fanny, odwołajcie transport, przekierujcie go od razu do Frankfurtu. Shann, Stevie, Tomo, macie jakieś uwagi? – cała trójka pokręciła głowami, a Jared podał mi tablicę, na której napisał cały elaborat. – Zack, Mark, proszę, skontaktujcie się z technicznymi i ekipą kamerzystów, żeby nie przygotowywali się do porannego wyjazdu na arenę. Macie dzień wolny.

Nia, wiem, że to nie jest łatwa sprawa, ja naprawdę nie chciałem… Wiem, że teraz wszystko się popsuło, nie chcę tego odwoływać, ale nie mogę zrobić inaczej, nie każę przecież widowni śpiewać za mnie. Przepraszam. Mogłem nie przesadzać w Cannes. Mógłbym zaryzykować, ale boję się, że stracę wszystko, co mam. Bez głosu nie będzie tego zespołu. Mojego marzenia, które realizuję, tego wszystkiego, co robimy… No i bez zespołu nie będzie nikogo. Ciebie też.

Jared przysunął w moją stronę tablicę. Popatrzyłam na niego krzywo. Co przyszło mu do głowy, żebym miała go zostawić? Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym teraz, po tym wszystkim, co się zdarzyło, nagle powiedziała: nie, to koniec.
- Dobrze, kończymy, proszę, informujcie mnie na bieżąco, wracamy do zajęć.

Zostawiliśmy ekipę, która powoli zaczęła się rozchodzić do swoich kwater, więc kiedy tylko weszliśmy do apartamentu, od razu wręczyłam Jaredowi, niosącemu w ręku tablicę i mazak torbę z lekami, zerkając jeszcze raz na notatkę od lekarza. Zerkałam na niego, jak posłusznie wraca do łóżka, ubierając jeszcze bluzę, po czym bierze inhalator, zaciągając się porcją leku, a następnie wyciąga z torby spray z aplikatorem do gardła. Kiedy on brał leki, ja uruchomiłam komputer, pospiesznie wklepując adres panelu strony i pisząc oświadczenia, oraz tworząc skrócony link na wszystkie portale społecznościowe. Pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że fani to zrozumieją. Było mi jedynie przykro z powodu choroby Jareda i z pewnością chętnie zamieniłabym się z nim, gdyby tylko było to możliwe.

Dzięki temu, że zyskaliśmy dzień wolny, wiedziałam, że oboje trochę odpoczniemy. Ja ostatnio łatwo się męczyłam i choć nie dawałam po sobie tego poznać, padałam po koncertach i naszych wspólnych, naprawdę namiętnych wieczorach jak kamień. Zwykle też coś mi się śniło, a teraz, jakby wszystko zniknęło, a noc trwała jakieś trzy minuty: zasypiałam, przesypiałam noc i budziłam się tak, jakby była to tylko drzemka. Zamówiłam nam do pokoju dzbanek gorącej herbaty z cytryną i syropem malinowym, wiedząc, że to jedno z najlepszych lekarstw. Mama dodałaby jeszcze miodu, ale z tym wolałam się wstrzymać, prosząc, aby był przygotowany w małym słoiczku. Możliwe, że uda mi się przekonać Jareda, żeby tym razem poświęcił część przekonań.

Noc minęła nam dość spokojnie, pomijając moment, kiedy obudził się cały mokry od potu i drżący pomimo gorączki – dało się ją idealnie wyczuć - więc na wpół śpiąco dałam mu ze swojej torby tabletki do rozpuszczenia w wodzie, zbijające temperaturę. Przedostatni dzień spędziliśmy również spokojnie, jako że czuł się już lepiej i choć w dalszym ciągu to ja mówiłam za niego, nie miałam powodów do narzekania. Poza jednym, niewielkim drobiazgiem…

- Proszę, pozwólcie, że przedstawię wam Erikę Neumann.

Siedzieliśmy wszyscy - całe crew i zespół, nie brakowało chyba nikogo z najbliższych mi osób przy długim stole w prywatnej sali restauracyjnej, spokojnie delektując się obiadem, kiedy Emma delikatnie uderzyła łyżeczką deserową w szklankę, wstając. Ja i Jared, który już nawet radził sobie z mówieniem szeptem, bez dodatku koszmarnej chrypy, siedzieliśmy kilka miejsc od Australijki, doskonale widząc, co robi. Jutro rano, praktycznie zaraz po śniadaniu mieliśmy lecieć już do Niemiec, więc zdziwiłam się, że Emma w czasie posiłku chce urządzić nam odprawę. Gdy wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę, obok Emmy stanęła długonoga, wysoka i szczupła dziewczyna, jak wyjęta z okładki magazynu modowego. Nie byłam w stanie ocenić jej wieku, ponieważ nienaganny makijaż: ciemnoczerwona szminka na ustach i mocno podkreślone oczy – pomińmy, że to absolutnie nie był mój styl – i warkocz, przypięty dookoła głowy jak korona, dodawały jej nieco lat.
Emma kontynuowała, nie przejmując się tym, że większość mężczyzn – włączając w to Jareda, co nieszczególnie mi się spodobało – patrzyła na kobietę tak, jakby zamierzała ją zjeść.

- Podczas naszego pobytu w Niemczech, Erika będzie nam pomagała jako tłumacz i asystentka. Przyjechała nieco wcześniej, aby nas poznać. Proszę, przywitajcie ją na te kilka dni w naszym zespole.

Rozległy się zaledwie uprzejme brawa, po czym wszyscy wrócili do jedzenia. Bądź co bądź, była to kolejna osoba, która tylko pojawiała się i znikała. Musiałam jeszcze wyjść na chwilę do sklepu, polecanego przez kilka różnych wegańskich stron internetowych, położonego nieopodal naszego hotelu, więc przy okazji chciałam połączyć przyjemne z pożytecznym i zrobić sobie krótki spacer. Jared jeszcze nie nadawał się do wychodzenia na spacery, miał odpoczywać i nabierać sił. Potrzebowałam czegoś, w czym zakochałam się już jakiś czas temu: pewnych batonów, które po raz pierwszy spróbowałam na backstage’u w Amsterdamie, surowych, zrobionych tylko z owoców i orzechów, a niestety nie wiedziałam, czy w Niemczech uda mi się je zdobyć lub uszczknąć chwilę z dni, co do których Reni wspominała nam, że będą pełne roboty, szczególnie ze strony Adventures.

Oczywiście, zgodnie z zaleceniami lekarza, Jared brał również leki, regularnie i w odpowiednich dawkach, ja pilnowałam, żeby się nawadniał i wypłukiwał z organizmu wszystko to, co mogło spowodować infekcję, a Tomo stwierdził, że nie ma nic lepszego od domowego bulionu i z drobną pomocą Emmy – naprawdę, ta kobieta była mistrzynią – jakimś cudem dogadał się z szefem kuchni hotelu, który przygotował zupę według przepisu jego mamy. Jak, pytam się? Pamiętałam, że wszyscy mi powtarzali, abym nie wspominała przy Chorwacie o jego kulinarnej przeszłości, ale skoro już sam poszedł do kuchni…

Od momentu, kiedy w Rzymie wyszłyśmy razem z Emmą, a po naszym powrocie nie pojawiły się żadne komentarze, poza jednym prostym pytaniem: co robiłam, uznałam, że mogę wychodzić w czasie wolnym, gdzie tylko mi się podoba i na jak długo, mając na uwadze oczywiście plan dnia i inne zobowiązania. Zresztą, potrzebowałam chwili samotności, nauczyłam się, że jeśli nie mogę robić czegoś z kimś, bo nie jestem jeszcze w miejscu koncertu, albo Jared jest zajęty, nie ma czasu, nie chce lub pojawia się jakaś inna wymówka, często książka mi nie wystarczy. Znudziło mi się też oglądanie filmów, więc zaczęłam eksplorować różne miejsca na własną rękę.

Po uzupełnieniu zapasów, z papierową torbą w jednej ręce, w drugiej trzymając rożek z lodami, zrobionymi z mleka kokosowego, postanowiłam jeszcze pospacerować, spokojnie dokończyć jedzenie i wykorzystać ostatnie chwile spokoju na przemyślenia. We Francji spędziliśmy wspólnie miły czas, cieszyłam się również, że mogłam spotkać się po raz kolejny z Vicki. Była mi bliska, ponieważ nie udawała kogoś, kim nie była.

Od windy do naszego apartamentu na ostatnim piętrze było zaledwie kilkanaście kroków, jednaki kiedy byłam już pod drzwiami, szukając w torebce karty – klucza, usłyszałam czyjś śmiech. Nie byliśmy na piętrze sami, więc odwróciłam się, myśląc, że któreś z drzwi nie są domknięte i ktoś z crew może zajmuje się kabaretem, jakąś zabawną lekturą lub czymkolwiek innym. Rzeczywiście – zerknęłam na zegarek – od mojego wyjścia minęło sporo czasu, więc Jared i reszta mogli robić absolutnie cokolwiek. Zresztą, miałam tyko jedno zdanie: ten pierwszy powinien był leżeć w łóżku i odpoczywać. Za dwa dni bez kilku godzin musiał być w stanie śpiewać we Frankfurcie.

Przeciągnęłam kartą przez czytnik, a kiedy lampka zaświeciła się na zielono, popchnęłam je.
Atutem apartamentu było to, że całkowicie wytłumione podłogi dusiły dźwięk kroków, jednak śmiech, który słyszałam wcześniej, powtórzył się, tym razem jednak przy akompaniamencie kaszlu, dobiegającego zza na wpół zamkniętych drzwi sypialni, więc wiedziałam już, że Jared nie jest tam sam. Zostawiłam marynarkę na wieszaku i z uśmiechem, choć nie do końca szczerym, wymalowanym na twarzy, weszłam do sypialni.

Widok, który w niej zastałam, nie do końca - ba, wcale, że nie - przypadł mi do gustu: owszem, Jay leżał w łóżku, ale nie był sam. Na kołdrze siedziała obok niego ta blondynka, jak jej tam było, Erika? Tak, Erika siedziała tuż obok Jareda, powiedziałabym, że nawet za blisko, szeroko się uśmiechając.

- Cześć, jak się czujesz? Przyniosłam ci coś ze spaceru.

Kompletnie ignorując zbaraniałą Niemkę, co zauważyłam kątem oka i zanotowałam z diabelskim uśmieszkiem w myślach, podeszłam do niego, pochylając się i całując go delikatnie. – Co robiłeś, kiedy mnie nie było?

Wyciągnęłam z torby butelkę z połyskującym, ciemnoczerwonym syropem, który kupiłam dodatkowo oprócz przekąsek. To była esencja z czarnego bzu, malin i cytryny, poprawiająca odporność i pomagająca chronić na co dzień ciągle podniszczone gardło przed różnymi infekcjami.
- Erika przyszła, żeby pomówić ze mną na temat najbliższych koncertów. Wie, że musieliśmy odwołać występ na festiwalu.

Zobaczyłam, jak kobieta pospiesznie zbiera z pościeli swoje notatki, po czym wstaje, jeszcze w czasie naszej rozmowy.

- Przepraszam, że przeszkadzałam, poukładam to wszystko i przekażę na miejscu odpowiednim osobom. Emma też już wie o wszystkim.
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję, że przyszłaś. W razie potrzeby, raczej się stąd nie ruszam. – Jared, choć chory, jak zwykle był kurtuazyjny. Słysząc zamykające się drzwi, odwróciłam się plecami do łóżka, nalewając na łyżkę syrop. – Proszę, połknij. Kupiłam ci syrop, żebyś nie męczył się tak z gardłem. Kiedy zlizywał resztki gęstego, złotego płynu, spływającego po łyżce, zapytałam bez ogródek:

- Czy wymagam według ciebie jakichś poprawek? Może to kwestia innej sukienki? Albo fryzury?
Podniosłam walizkę, wyciągając z niej trzy sztuki poskładanej odzieży. – Jak myślisz, która lepsza? – pokazałam mu szarą w kwiaty, fiołkową z Paryża i zieloną w odcieniu pierwszych wiosennych listków.
- We wszystkich wyglądasz przepięknie, ale do czego zmierzasz?

Rozwiązałam wstążeczkę na szyi, podtrzymującą cienką bluzkę, ściągając ją przez glowę i zostając tylko w dość obcisłym podkoszulku, który ubrałam tylko dlatego, że jej materiał był zbyt prześwitujący. Może i nie pasował on do końca do spódnicy, którą nadal miałam na sobie, ale nie było to istotne. Zdecydowanie nie podobało mi się to, że panna Neumann aż tak spoufalała się z Jaredem. Wiem, że trzymaliśmy we względnej tajemnicy przed światem to, że jesteśmy w drodze do ślubu, ale zżerała mnie zazdrość na widok Niemki, w którą wszyscy wlepiali wzrok. To we mnie Jared powinien się wpatrywać!

- Nia? – patrzył na mnie skonfundowany, kiedy zaczęłam rozpinać drobne guziczki w spódnicy – Co ty tak właściwie robisz?
- Gorąco mi, więc się rozpinam. – kiedy już zsunęłam materiał, siedząc na łóżku, oczy Jareda wyglądały jak dwueurowe monety. Cóż… ubrałam pończochy, podwiązki i pas do nich, kupione w Saint Tropez, żeby przetestować je jeszcze przed ślubem, a że tak akurat wyszło…
- Jezu, dziewczyno, co ty najlepszego robisz? – Jared zerwał się z poduszek, odrzucając kołdrę i przysuwając do mnie. – Zaskakujesz mnie na każdym kroku.

Nie spodziewałam się, że w środku dnia zechce wykorzystać tą okazję, więc pospiesznie zeskoczyłam z materaca, podchodząc do drzwi i zamykając je na klucz. Ktokolwiek, nie wiem, serwis, sprzątaczka, wszedłby do środka, my mieliśmy zagwarantowaną chwilę spokoju. Jared wpatrując się cały czas we mnie, powoli zaczął pozbawiać mnie pasa – z którym rano nieco się namęczyłam – ściągając wszystkie zapięcia i powoli rozpinając z tyłu żabki. Słyszałam, jak wzdycha.
Nie przypuszczałam, że to aż tak bardzo go zaskoczy… Potem podwiązki, pończochy, aż zostałam w samej bieliźnie, zrobionej z cieniuchnej koronki. Owszem, już zdarzały nam się poranne chwile tylko dla nas dwojga, wieczorne były standardem, ale to był chyba pierwszy raz, kiedy poświęcaliśmy popołudnie na takie sytuacje. Choć nie mógł mówić, wykorzystał to i zakazał mi również się odzywać. Mogliśmy jedynie się dotykać.

W samolocie, lecącym do Frankfurtu, piłam herbatę, zastanawiając się, co tak właściwie wymyślili Niemcy, przysyłając nam Neumann, a Jared jak zwykle spał. Emma wreszcie oderwała się od laptopa – siedziała w rzędzie obok razem ze Stevie’em i Peterem - ponieważ jak do tej pory cały czas w podróży spędzała nad ekranem. Tym razem widziałam, jak lustruje wzrokiem niczego nie spodziewającą się Niemkę, więc wydawało mi się, że ma na jej temat podobne odczucia co ja. Bo po co tak właściwie wcisnęli nam na siłę do crew kogoś obcego, kogoś, kto nie rozumie panujących między nami relacji... Miałam jednak nadzieję, że Emma z Shaylą odsuną ją na boczny tor, ponieważ były sprawy, o których niekoniecznie obcy musieli wiedzieć.

- Nie rozumiem, czemu Jared tak cię zainteresował, więc byłoby wspaniale, gdybyś mogła chociaż sprawiać pozory profesjonalizmu. – kiedy w terminalu grupa organizowała się do wyjścia, zatrzymałam Erikę, ciągnącą niedużą walizeczkę, tak, by dać jej ostatnie ostrzeżenie. – Jesteśmy razem. – błysnęłam jej przed nosem pierścionkiem i bransoletką, które od niego dostałam – I byłabym bardzo wdzięczna, jeśli zajmiesz się tylko tym, co dotyczy ciebie, bez niepotrzebnego spoufalania się. Dziękuję. Emma! – krzyknęłam, truchtając w stronę blondynki  z małą walizką na kółkach – Na którym stanowisku będzie nasz busik?

- Piątce, poczekaj. – wyjęła telefon, sprawdzając. – Tak, stanowiska pięć, sześć i siedem. Powinny być zaznaczone.

-----------------------
Jared i ryby głosów nie mają, więc nie będę mówić bez potrzeby, tym bardziej, że sama aktualnie również muszę przechorować jakiegoś wirusa :(
Enjoy the show. 
I jak zawsze dziękuję, że jesteście. Doceniam to. Każde słówko :)
S.

5 komentarzy:

  1. Dobra jestem :D tak jak obiecałam. Pisanie komentarzy nigdy nie było moją mocną stroną, ale wiem, że czekasz ^^
    Chory Dżarek to biedny Dżarek, ale on był taki pocieszny... Jak facet choruje to tak jakby umierał, że też on nie stękał, że umiera... Jestem szoku! Przecież oni nie chorują tylko od razu schodzą ze świata. Dżarek jakiś podmieniony? :D ale ale ale, Nia dała pokaz niezły. Miała prawo się wkurzyć, jak ta Erika (to imie kojarzy mi się z transwestytą i nie wiem czemu tak jest :x) się przystawiała czy co ona tam chciała zrobić do Dżarka. No ale Nia dała pokaz, Dżarkowi się polepszyło chyba już z automatu tak +100000 do bycia zdrowym forever. Może ona powinna mu częściej takie sceny zazdrości robić? Albo on po prostu, kurde niby nic nie zrobił, bo nie zrobił tylko ta siksa miała jakieś swoje zamiary, ale on się nawet nie opierał. Słabość do kobiet. Nia jednak dała jej do zrozumienia, że Dżarek jest jej i tylko jej i ma go zostawić i najlepiej to w ogóle spadać już ^^ powinna wiedzieć, że nie będzie stać i patrzeć jak jej faceta próbuje uwieść.
    Nie wiem kurde czemu, ale Emma może się tu okazać lesbijką (dlaczego to napisałam to ja nie mam pojęcia).

    xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś chyba jedyną osobą, która jeszcze tutaj zagląda i mi kibicuje... za co bardzo dziękuję! Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie pocieszające.
      Może i chorujący faceci jęczą, stękają, ale - Jared stracił głos, więc w sumie jak miał kwękać? Tylko bardziej by go bolało. Tym bardziej zupełnie wypompowany z energii, jak miał próbować oponować przed Eriką? Niemka to przykład kobiety, która myśli, że jeśli wejdzie szefowi do łóżka, dostanie wszystko, czego zechce... Niestety, w tym wypadku to raczej niemożliwe. Z drugiej strony pomysł Nii był dla Dżarka jak kubeł lodowatej wody - ona sobie w kaszę nie da dmuchać, co udowadnia.

      xoxo,
      S.

      Usuń
  2. O jakie miłe zaskoczenie - wyraźnie znaczy teren - zabolało ;-)
    pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrosna Nia, to Nia, która wyraźnie to pokazuje. Łatwo nie odda komukolwiek Jareda, podobnie jak on troszczy się o nią. Zresztą, nie potrzeba walczyć na pięści, skoro można kilkoma celnymi słowami zwyciężyć w bezkrwawy sposób?

      S.

      Usuń
  3. to czy zwycięży to czas pokaże - i tylko Ty jesteś obecnie w posiadaniu tej wiedzy ;-) - a to czy o takie zwycięstwo jej chodziło - tego też w niedalekiej przyszłości się dowiemy ;-)
    Pozdrawiam
    K.B.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)