środa, 6 sierpnia 2014

Too many questions

Co za dzień… najpierw ten wypadek, potem zagadkowa sytuacja, teraz ta wizytówka… A profesor Stellar nie odpuści mi nieobecności. Kiedy stanęłam na przystanku, minutę lub dwie później podjechał autobus, jadący wprost pod mieszkanko, które współdzieliłam z Olgą. Pomachałam kartą przy kasowniku, wiszącym obok kierowcy, wchodząc do autobusu i zajmując miejsce w jego głębi. Zranione kolano lekko mnie szczypało, jednak wiedziałam, że dzięki interwencji długowłosego nie muszę obawiać się o infekcję. Kiedy dojechałam i weszłam na piętro, otwierając drzwi, od wejścia zostałam zaatakowana przez Olgę i jej zdolności śledcze. Tej dziewczynie wszczepiono chyba urządzenie rentgenowskie w oczy, radar i trzy czwarte przedmiotów z auta szpiegowskiego...

- Gdzie byłaś? Profesor Stellar myślała, że jesteś chora!
- Blisko… Po drodze miałam wypadek. – wskazałam na zabandażowaną nogę.
- Ale to nic poważnego?
- Byłoby, gdyby nie pewien mężczyzna. – kiedy moja blondwłosa koleżanka usłyszała słowo „mężczyzna”, natychmiast szeroko otworzyła usta.
- Kto? Jak wyglądał? Przystojny?
- Zaopiekował się mną, opatrzył mi nogę i zaprosił do siebie na koktajl owocowy. Był naprawdę miły.
- Jak się nazywa?

- Znam tylko jego imię: Jared. – sapnęłam, siadając na sofie. Napór i ilość pytań, jakimi zostałam zasypana, zirytowałby prawdopodobnie nawet najświętszego, ale znałam Olgę i wiedziałam, że jeśli nie zyska odpowiedzi na swoje pytania, może obrazić się na długo, a potrzebowałam jej pomocy. Postanowiłam, że skorzystam ze skutecznej metody odwracania uwagi.
- Co się działo na zajęciach?
- Mam dla ciebie kserówki z opisem środowisk studyjnych. – wręczyła mi zapakowane w koszulkę kartki, wydrukowane w kolorze. - Po wykładzie robiliśmy zdjęcia w różnych rodzajach oświetlenia, a na następnych ćwiczeniach w przyszłym tygodniu jest zapowiedziana sesja.
- Wiadomo, z kim? Albo czym? Mogłybyśmy się przygotować... - Olga chodziła na fotografię jako zajęcia fakultatywne, a i to nie zawsze. Jej pierwszym wydziałem był ten związany z teatrem.
- Proszę cię, ze Stellar nie da się niczego wyciągnąć, jeśli sama nic nie powie, znasz ją! Wspomniała jedynie, że to niespodzianka.
- Dzięki za notatki, pójdę poczytać. Ale najpierw coś zjem. – zabrałam od niej papiery, zostawiając je na stole i idąc do kuchni.

- Zrobiłam zakupy! – Olga krzyknęła ze swojego pokoju, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć drzwi lodówki.
- Dzięki. – patrząc na jej zawartość, wiedziałam, że Olga dostała chyba od rodziców zastrzyk gotówki. Poza najzwyklejszymi produktami, potrzebnymi nam w ciągu tygodnia, zauważyłam całkiem sporego ananasa, opakowanie świeżych filetów z łososia i butelkę białego wina, w dodatku całkiem dobrego. – Olga? – wyciągnęłam z niej karton z mlekiem, masło, kilka małych pomidorów i jajka, wykładając wszystko na blat.

- Tak? – przyszła do kuchni, patrząc, jak wyciągam trzepaczkę, widelec, miskę i patelnię, nadającą się do wstawiania do piekarnika.
- Jadłaś już obiad?
- Tylko sałatkę w kafejce, a co szykujesz? – oparła się o framugę, uśmiechając.
- Frittatę, chyba zaraz umrę z głodu. – mruknęłam. Rzeczywiście, od jakiegoś czasu nawet nie myślałam o jedzeniu, przygotowywałam na szybko posiłki tylko po to, żeby przeżyć, nie bardzo dbając o ich jakość. Poza tym nie miałam na to zbyt wiele czasu, bo zawsze coś się działo.

- Pokroję pomidory, też chętnie przekąszę. – blondynka związała włosy gumką, założoną na nadgarstku, umyła szybko ręce i stanęła obok mnie, wyciągając z szuflady nóż i deskę, po czym opłukała pomidory, krojąc je w plastry podobnej wielkości i grubości, po czym ułożyła wszystkie na okrągłym półmisku, podczas gdy ja rozbiłam do miski jajka, ubiłam je dokładnie, tak, żeby białka i żółtka wymieszały się, po czym dolałam odrobinę mleka, znów ubijając całość, dodając sól, pieprz i podeszłam do parapetu, na którym stały kolorowe doniczki ze świeżymi ziołami, które zasadziłam niedługo po przyjeździe. Wybrałam kilka listków bazylii, świeże oregano, odrobinę mięty i kilka łodyżek rucoli, zbierając je wszystkie i płucząc pod bieżącą wodą na sitku. Kiedy postawiłam patelnię, rozpuściłam na niej łyżeczkę masła, po czym wylałam jajka, smażąc je na wolnym ogniu. Powód był prosty: spód mojej frittaty musiał się dobrze, ale powoli wysmażyć, żebym mogła ułożyć na niej pomidory.

Kilka minut później po mieszkaniu rozniósł się zapach jajek, który dla mnie oznaczał tylko tyle, że mogłam zacząć układać warzywa na moim omlecie. Lubiłam przepisy z różnych zakątków świata, każda kuchnia kryła w sobie coś nowego, interesującego, a największą nagrodą dla mnie zawsze wtedy, kiedy przygotowywałam nowe danie, była radość, malująca się na twarzach ludzi, otaczających mnie.

Wiedząc, że muszę się pospieszyć, zaczęłam układać na warstwie jajek pomidory w różyczkę, posypując je startym serem, wyciągniętym z lodówki.
- Rozgrzeję piekarnik i posiekam zioła, ok? – lubiłyśmy gotować z Olgą, to była przyjemność, ponieważ rzadko kłóciłyśmy się w kuchni. Cóż, podobne gusta kulinarne najwyraźniej się przyciągają ze zdwojoną mocą, co jednak nie zmieniało faktu, że to ja gotowałam lepiej.
Zerknęłam na termometr, zainstalowany w panelu naszego piekarnika. Idealnie – wystarczyło kilka minut w stu osiemdziesięciu stopniach, żeby wierzch ładnie się zapiekł, ser rozpuścił, a brzegi omleta nabrały apetycznego, złotego koloru. Niby nic, a jednak: proste, szybkie, włoskie lub hiszpańskie dania zawsze były hitem w mojej, przepraszam, naszej kuchni.

Niedługo po tym, jak zadzwonił minutnik, ustawiony najprawdopodobniej przez Olgę, wyciągnęłam rozgrzaną patelnię, a widząc parujący omlet, moje kiszki zaczęły grać marsza. Rzeczywiście, byłam głodna jak wilk i nie dało się ukryć, że obie miałyśmy apetyt na danie, które przełożyłam na duży, okrągły talerz i podzieliłam na części jak pizzę, nakładając na talerzyki. Stałyśmy w kuchni, opierając się o ścianę i rozmawiając.

- Jak sobie wyobrażasz teraz takie perspektywy? Po dyplomie na pewno znajdziemy pracę.
- Ja jestem w czasie rozmów – Olga przełknęła kęs frittaty, opowiadając – bo ostatnio dostałam maila, że znajomy Saszy, który jest ciotecznym bratem mojej bliskiej koleżanki z Moskwy szuka artysty wizualnego, najlepiej kobiety, która zgodzi się na wymalowanie całego ciała do dużego projektu. Napisałam z czystej ciekawości.
- I?
- Na tym etapie negocjacji wstępnie jesteśmy umówieni, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, bo facetowi nie podoba się to, że jestem teraz tutaj.
- Dlaczego? Przecież się uczysz, powinien to docenić.
- Nie do końca, Siergiej uważa, że opóźniam prace i powinnam wracać, ale postawiłam mu ultimatum.
- Jak zareagował?
- Obraził się podczas rozmowy, ale kilka godzin później wysłał maila, że zaczeka. Niezbyt długo, bo jego cierpliwość do najlepszych nie należy, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. A ty?
- Nie wiem jeszcze, co zrobię. Chciałabym zostać na kilka tygodni po kursie, a potem wrócić, licząc, że ktoś zauważy, że chcę się rozwijać i może gdzieś mnie zatrudni.

Prawda była taka, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobię. Moje plany były zupełnie mętne, wiedziałam, że mogę wrócić, ale czy znalazłabym pracę na miejscu, w Madrycie?

- Myślisz, żeby zostać? Ja najprawdopodobniej niedługo po wszystkim się wyniosę, jeszcze nie wiem, kiedy, wszystko w tym momencie zależy od Siergieja.
- Tak, przynajmniej poznam coś nowego. A potem wrócę do domu, na stare śmieci.
Olga odstawiła talerzyk do zlewozmywaka, wyciągając z lodówki karton soku i nalewając do szklanki.
-Ty gotowałaś, to ja pozmywam.

- Dzięki. – skinęłam jej głową z nieukrywaną radością. Mycie naczyń nie należało do moich najukochańszych obowiązków domowych, więc cieszyłam się, że na lodówce wisiał plan, według którego zajmowałyśmy się mieszkaniem. Cóż, zmywarka nie była na wyposażeniu naszego lokum, a szkoda...

------------------------------------------------------
Jak każdy nie lubię wypadków, ale niestety ostatnio one uwielbiają mnie... Przepraszam Was za opóźnienia, jednak nie mogłam skończyć rozdziału na czas z powodu kontuzji kostki, jakiej się nabawiłam (i paru innych). Ból zupełnie wyłączył z życia Mr. Wena... Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Dziękuję za zrozumienie i jak zwykle proszę o wasze słówko czy dwa :)
S.

10 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem, co dalej z "tajemniczym" Jaredem :3
    Cóż, czekam az dalej się to potoczy. Oczywiście wybaczam Ci przerwę, znam bol kontuzji kostki az za dobrze (nie raz się miało skręconą, najgorzej zaczac), wiec rozumiem całkowicie Twoja nieobecność.
    W każdym bądź razie życzę wiecej szczęścia, weny i pisz dalej :)
    Pozdrawiam, C.

    P.S. U mnie troche nowych rozdziałów na erase this face się nagromadziło, także zapraszam przy wolnej chwili :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, już wkrótce zobaczysz, że potoczy się to tak, jak być (nie) powinno (w standardowej sytuacji).
      Dzięki za życzenia :) Takie notki sprawiają, że aż chce się pisać, nieważne,jakie figle płata ci los ;)
      S.

      Usuń
  2. Mega rozdział, czekam na dalszy rozwój sytuacji, ŻYCZE DUUUŻO WENY i mam nadzieje że nie karzesz nam długo czekać na następny :) pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podoba :) Wszystko w swoim czasie :)
      S.

      Usuń
  3. Mniam, zrobiłam się głodna! Wyślij mi przepis na fejsie :D
    No i chyba nie muszę mówić, że wciąż czekam na BUM z Kiełbasą, nie? :P Tak wiem, jestem monotematyczna ;P
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie :) Spokojnie, nie zapomniałam o nim...
      Na frittatę? Okej ;)
      S.

      Usuń
  4. *patts wróciła z Włoch i nadrabia zaległości*
    No błaaagam! Musiałaś z tą frittatą? Umieram z głodu przez ciebie ;-; XDDD
    Ale muszę przyznać: opis tego świetny, bezbłędny, niesamowicie wpłynęłaś na moje emocje, aż poczułam zapach tego cudeńka wokół siebie XD
    Pls, dawaj mi tu Jareda, ok ok ;/
    No cóż. Życzę powrotu do zdrowia Twojej kostce, no i nawrotu weny, bo to baardzo ważne!
    Buzi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włochy... czyli widzę znajome smaki :)
      Jay będzie,spokojnie :) Ten kolaborant nie zniknie tak o po prostu :)
      Dzięki :)
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)