wtorek, 22 lipca 2014

Lion's cave

Cała spąsowiałam, widząc, jak się we mnie wpatruje. Głośno przełknęłam ślinę, wbijając wzrok w ziemię, jednak szok nadal nie pozwalał mi się odezwać, chociaż powoli zaczynałam rozumieć, co do mnie mówi.
-  …nie chciałem, bardzo mi przykro, to ja na panią wpadłem. – wyraźnie się tłumaczył, choć to ja biegłam po nieodpowiedniej stronie.

- Naprawdę, już jest lepiej. – cicho się odezwałam, na tyle, na ile pozwalało mi zaciśnięte gardło. Starałam się zachować zimną krew, uspokoić oddech i zapanować nad własnym strachem.
- Wolałbym jednak, żeby odpoczęła pani w jakimś nieco spokojniejszym miejscu. Proszę, niech się pani zgodzi. – uśmiechnął się, odsłaniając śnieżnobiałe, równe zęby. – Tam stoi mój samochód. – wskazał ręką na duże, białe auto, stojące kilka kroków od nas.
Auto? O nie. Nie, nie, to nie może być to samo co wtedy. Ale… wtedy zostałam zabrana bez mojej zgody. Zawsze miałam jakąś alternatywę... Mogłam zacząć krzyczeć, uciec; istniało wiele różnych możliwości. Kiedy mężczyzna otworzył przede mną drzwi, zadrżałam. Proszę. Nie. Niech ta historia się nie powtórzy, błagam.

- Niech się pani nie obawia. Nic pani nie zrobię. – widząc moje wyraźne wahanie, uniósł ręce w geście poddania się, po czym chwilę później oparł się o tylne drzwi.  – Słowo skauta.

Działał metodycznie i bardzo powoli, a ja w tym samym czasie prowadziłam wewnętrzną walkę z samą sobą, nie wiedząc, co mam zrobić, lecz rozejrzałam się na lewo i prawo, obracając głową. Nic dookoła nie zdawało się sprzymierzać przeciwko mnie, więc powoli wsiadłam do samochodu, dając mężczyźnie zamknąć za mną drzwi.
Kilkoma krokami pokonał dystans, dzielący go od jego części auta, wskakując za kierownicę i zapinając pas bezpieczeństwa. Pamiętając również o sobie, szybko przełożyłam przez ramię długi pas, wsuwając klamrę w odpowiednie miejsce.

- Wspaniale. Pozwoli pani, że się panią zaopiekuję?
- Proszę, tylko nie pani. – z każdym kolejnym momentem uspokajałam się, dając sobie nieco nadziei na to, że nie wszyscy błękitnoocy mężczyźni muszą być z gruntu źli. To przeszłość. Powinnam o niej zapomnieć. Poza tym, nie jestem przecież mamuśką z dwójką albo i trójką biegających dookoła dzieciaków, przekrzykujących się jedno przez drugie… Jechaliśmy powoli przez miasto, więc ukradkiem mogłam zerknąć na kierowcę. Był cały czas skupiony na drodze, idealnie trzymający kierownicę, ubrany w jasne, sprane, ale obcisłe dżinsy i koszulę, lekko rozpiętą przy szyi. Włosy układały mu się na ramionach, co sprawiało, że wyglądał dokładnie jak wcielenie Jezusa na ziemi, ale choć nie widywałam do tej pory zbyt wielu długowłosych mężczyzn lub zwyczajnie do nich nie przywykłam, podobała mi się postawa, z jaką siedział w wygodnym, wyprofilowanym fotelu.

- Dobrze. – pokiwał głową, wyjeżdżając z centrum. To było dziwne, bo choć bywałam w tych okolicach, robiąc zdjęcia miasta, zwykle trzymałam się z dala od domów, wybudowanych dookoła wzgórz. To nie był rejon LA, w który się często zapuszczałam, wiedząc, że to dzielnica zdecydowanie bogatszych ode mnie ludzi, lepiej, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że żyją w niej gwiazdy kina i muzyki, którym daleko było do takich ludzi, jak ja. Znalazłam się w alternatywnej rzeczywistości. Wiele słyszałam o takich miejscach, położonych dość daleko od większych osiedli, projektowanych tak, by albo szokowały, albo jak najbardziej wtapiały się w tło...

Jadąc pod górę, zdałam sobie sprawę, że nieuchronnie zbliżamy się do Hollywood Hills, miejsca, w którym byłam może ze dwa razy na spacerach, jednak po chwili skręciliśmy, wjeżdżając po podjeździe w stronę kutego z żelaza płotu, zamkniętej aż do momentu, kiedy mężczyzna otworzył okno po swojej stronie, wyciągając rękę i wybierając na niewielkiej klawiaturze kod. Brama otworzyła się, więc mężczyzna przycisnął pedał gazu, podjeżdżając bliżej dwupiętrowego, białego budynku, przy którym stał garaż.
Wjechał do niego, parkując i po chwili gasząc silnik.
- Uważam, że tutaj będzie nam najlepiej.

W głębi serca wpadłam w panikę, której z drugiej strony nie chciałam po sobie okazywać, lecz było już zdecydowanie za późno: pobladłam, czując na plecach zimne krople potu.
- Proszę, nie martw się. – sięgnął ręką przez mój fotel, otwierając drzwi. – Witam w moich skromnych progach i zapraszam.

Kiedy wysiadłam na drżących nogach na ziemię, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Mój wybawca, a jednocześnie ofiara mojej niezdarności, zdążył już przejść na moją stronę, łapiąc mnie i podtrzymując do momentu, kiedy krew zdążyła wrócić mi do głowy.
- Masz anemię? – pytająco spojrzał, wyraźnie się niepokojąc. – Jesteś bardzo drobna. - zauważył. No i co z tego? Jakoś nie widzę związku...
Dwa upadki tego samego dnia w przeciągu niecałej godziny, oba związane z tą samą osobą… nawet ja zaczęłam się bać.

- Nie wiem. – odpowiedziałam zgodnie z najszczerszą prawdą, na jaką było mnie stać. Ostatni raz byłam u lekarza… ponad pół roku temu, kiedy zmusiła mnie do tego okropna grypa, którą zaraziłam się od Olgi, ale zwykle radziłam sobie sama z drobnymi infekcjami i urazami. Zdecydowanie byłam osobą samowystarczalną.

Mężczyzna znieruchomiał, w sekundę wracając jednak do normalnej pozycji.

- Rozumiem. Chodź, wejdziemy do domu. – wskazał na drzwi, które prawdopodobnie łączyły większy budynek z małym. Kiedy zamykał drzwi korytarzyka, zauważyłam, że automatyczna brama zamyka się, pogrążając białego sportowego Mercedesa w ciemnościach. W pokoju, do którego weszliśmy, było naprawdę jasno za sprawą wielkich okien, ciągnących się przez całą ścianę.

Biel była dosłownie wszędzie: na ścianach, na podłodze, wykonanej z czarno – białych, kwadratowych kafelek, przywodzących na myśl raczej wnętrze łazienki, niż pokój, a część mebli była również tego samego koloru, ale tu i ówdzie oczy wyłapywały nieco kolorowych akcentów, które o dziwo do siebie pasowały, kontrastując z surowym otoczeniem. To miejsce było wyjątkowe, pomimo faktu surowo urządzonej przestrzeni. Nieopodal wygaszonego, czystego paleniska stały po jego dwóch stronach rzędy książek, a na ścianach wisiały zdjęcia i grafiki. Najwyraźniej trafiłam do domu człowieka, będącego rzeczywiście zainteresowanego sztuką.

Kolejne przestrzenie, które mijaliśmy, wchodząc na otwartą klatkę schodową, były urządzone ze smakiem, ale i sercem, napawając mnie podobnym uczuciem, co w niektórych salach na uniwersytecie. Jedna z nich, w której raz miałam zajęcia z fotografii wnętrz, wypożyczona nam przez wydział designu, była podzielona ściankami z karton - gipsu na mniejsze części, każdą w nieco innym, ale ogólnie dość spójnym stylu. Czułam się tak, jakbym po raz kolejny znalazła się w niej, ale tym razem w wersji piętrowej, której wyglądowi nie mogłam niczego zarzucić. Tak jakby projektował ją ktoś o zróżnicowanym guście. Albo dwie różne osoby.

------------------------------------
Tak jak obiecałam, rozdział pojawił się nieco szybciej :)
Myślę, że jeśli się postaram, kolejny fragment ujrzycie w weekend.

Nie wiem, cóż jeszcze dodać? 
Powoli nadrabiam wszelkie zaległości, wybaczcie mi, że tak późno.
Choć mocno cenię swoją prywatność, myślę nad stworzeniem na Facebooku blogowej grupy, by ci, którzy wstydzą się zostawić ślad tu, a czują się pewniej tam, również mogli mieć miejsce na swoją ocenę :)
Wkrótce powinnam podjąć ostateczną decyzję.
Do następnego :)
S.

12 komentarzy:

  1. Akcja się robi coraz ciekawsza, no, no...
    Co ona tak mdleje, no błagam .___. ale błękitnooki czuwa, na szczęście! XDD
    " wyglądał dokładnie jak wcielenie Jezusa na ziemi" O BOŻE HELP XDDDDD całkowita racja, no całkowita, aż zaczęłam się śmiać :/
    Cały rozdział bardzo mi się podoba, ale nie ma o czym mówić, twoje pisarskie umiejętności to coś, o czym nie da się opowiadać bez chociażby jednego pozytywnego komentarza, cóż... Oby tak dalej <3
    Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się spotkanie tej dwójki. Może akurat coś kiedyś zaiskrzy...? No, i ofc bezbłędne opisy pomieszczeń w domu, cudo <3
    Ponownie życzę weny, jak zawsze, której mi akurat ostatnimi czasy trochę brakuje ;___; czekam na nowy, trzymaj się :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcji nie zabraknie, to mogę obiecać :)
      A co do mdlenia - to wszystko wina hormonów, bo adrenalina i noradrenalina działają krótko i kiedy przestają działać, spada ciśnienie krwi i można stracić świadomość :) Takie jest proste wyjaśnienie z naukowego punktu widzenia :)
      Wena się przyda, jak zwykle :)
      S.

      Usuń
  2. Kurcze, wiesz ludzie wpadają na siebie praktycznie co chwila na całym świecie i nie kończy to się zaproszeniem do domu, ale dobra miałam dzisiaj leczenie kanałowe i czepiam się nawet o to, że oddycham, więc się nie przejmuj ;)
    jest Kiełbasa! Tylko kurde ona już u niego w domu, a on się nawet nie przedstawił. No jestem ciekawa czy N. będzie go w ogóle kojarzyła z nazwiska, czy coś ;)
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczysz, jak się wytłumaczy. Ale to za parę rozdzialików ;)
      Wiem, że z tym domem trochę się pospieszyłam, ale... mam ku temu swe tajemnicze powody :)
      Dziękuję, że napisałaś, pomimo tego, że (jak zdaję sobie sprawę), raczej mało interesuje cię w tej chwili cały świat :)
      S.

      Usuń
  3. Podziwiam ją za odwagę, bo ja nigdy nie wsiadłabym z obcym gościem do auta, a tym bardziej nie pojechała do jego domu... Chociaż nie wiem, czy to odwaga czy głupota. Ale okej, wybaczam jej, bo Jared i mnie zahipnotyzowałby tymi oczami i zaciągnął do siebie :D
    Czekam na dalszy przebieg akcji, weny!
    Pozdrawiam, C.

    P.S. Zapraszam na nowego bloga, może Ci się spodoba :) erase-this-face.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sądzę,że to nie jest kwestia odwagi czy głupoty,ale szoku. W chwilach jak ta szuka się najlepszych rozwiązań, a to takim się wydawało. Przynajmniej dla Nii.
      S.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. moje love jak zwykle mało wyraziło się o tym, co chciałam napisać. ale trochę miało znaczyć, że lubię to opowiadanie. główna bohaterka przypomina mi mnie-też sama jechałam na studia do kompletnie obcego miasta, teraz mając tam super znajomych, o czym nawet nie myślałam na początku. po prostu wydawało mi się, że to nie to co chciałam. ale wystarczyło rozpocząć rok :D
      a co do opowiadania, sytuacja z mafią na plus, nie słyszałam jeszcze, żeby jakaś bohaterka miała coś z tym związane (albo nie czytałam takich opowiadań). ;) szkoda mi jej, bo nabawiła się fobi, którą musiała sama zwalczyć, a co nie było pewnie łatwe. takie to już czasem chodzą przypadki po ludziach; nie znasz dnia i godziny.
      postać J, który teraz się pojawił, to na pewno on. dopisek o Jezusie mnie rozbawił. ja jednak zawsze i na zawsze pozostanę wierna jego image z ABL. nie wiem o nic nic, jaki jest, jak się zachowuje i co tu zrobi. jaki będzie miał wkład w tą historię. tylko pozostaje mi czekać. :) myśle, że troche namiesza, a Nia nie wróci do Madrytu ^.^

      pozdrawiam,
      zapraszam w wolnej chwili do mnie: beautiful-denial.blogspot.com (zawsze się myle w swoim adresie, kosmos :x).

      Usuń
    2. Szczerze mówiąc, pierwotnie zastanawiałam się, czy przypadkiem nie mam tu żadnych spamerów ;) Cieszy mnie więc, że postanowiłaś nieco rozszerzyć własną wypowiedź, za co niezmiernie dziękuję :)
      Ale nie odbiegając od tematu: bardzo się cieszę, że ci się podoba :)
      Nia sporo przeżyła, a walka z lękiem była trudniejsza, niż mogłoby się wydawać. Co stanie się między nią i J. aka Kiełbasą, to jeszcze się okaże :) Mam nadzieję, że będziesz zerkała ;)
      S.

      Usuń
    3. nic mi nie mów o kiełbasie, przed chwilą oglądałam moje "super" rozmazane, przybliżone i przydymione (?) fotki z koncertu. masakra... :c

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Zapraszam do obserwowania, będzie ci łatwiej orientować się, kiedy pojawiają się nowe rozdziały :)
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)