Kiedy po raz pierwszy pojawiłam się w budynku uniwersytetu, rozglądając
się dookoła z ciekawością, zagadnęła mnie blondynka, ubrana w pasiastą sukienkę
i delikatny, kremowy blezer.
- Cześć, czy to ty jesteś Nia? – zagadnęła mnie pierwsza.
Mile, zna moje imię, ciekawe, czy wie coś więcej… Pierwsze wrażenie jest bardzo
ważne, a jak na razie wszystko wydaje się być absolutnie w porządku.
- Zgadza się. – kiwnęłam energicznie głową, lustrując ją
pytającym wzrokiem, który praktycznie od razu zauważyła, przyjaźnie się
uśmiechając.
- Jestem Claire, należę do samorządu studenckiego i pomogę
ci w, jak sądzę, zupełnie nowych realiach, jakie czekają cię w mojej,
przepraszam, teraz już naszej – zaakcentowała ostatnie słowo – szkole. Mam
nadzieję, że to nie problem, że pojawiłam się tu bez ostrzeżenia; jeśli tak,
przepraszam.
- Nic się nie stało, w sumie to chyba ważniejsze, zdążę
jeszcze wszystko zobaczyć.
- Planowałaś gdzieś iść?
- Chciałam obejrzeć pracownie. Poza tym wiem, że mam spotkać
się z profesor… zaczekaj sekundkę.
Wyciągnęłam z kieszeni torby notes, kartkując go i szukając
nazwiska.
- Kassar, profesor Kassar.
- To szefowa biura zajęć. Pewnie będziecie ustalały plan.
- Możliwe. Ja nic nie wiem.
- Dowiesz się, spokojnie. Właśnie, nie tęsknisz jeszcze za Hiszpanią?
Wiem o tobie naprawdę niewiele, w sumie dostałam tylko twoją fotografię, żeby
cię rozpoznać i skąd jesteś.
- Mam nadzieję. Jeszcze nie, jestem tu dopiero od kilku dni,
więc czuję się na razie jeszcze jak na wakacjach. Może za jakiś czas zacznę
marudzić, ale na razie nie mam do tego powodów.
- Chodź, pokażę ci kilka sal. Na którym wydziale będziesz
się uczyła?
- Fotografii. Poza tym z tego, co widziałam w dokumentach,
mam też mieć zajęcia ze sztuki medialnej i nowoczesnych mediów wizualnych.
- Tak, cała fotografia ma z tego fakultety. Chodź, pójdziemy
do studia i laboratorium informatycznego.
Oglądałam z zapartym tchem salę, pomalowaną na ciemnoszary
kolor, z lampami na wysięgnikach, zwieszających się z sufitu, półkach pełnych
obiektywów, nakładek i innych drobiazgów do aparatu, a szeroko otwarte drzwi do
nieco niższego pokoju, tworzącego integralną część pracowni aż prosiły, by
zajrzeć: był to magazyn rekwizytów, pełen najróżniejszych przedmiotów,
przydatnych podczas sesji. Nie mogłam marzyć o niczym innym, nawet nasze koło
fotografii na uniwersytecie artystycznym w Madrycie nie było tak wyposażone.
Kiedy wyszłyśmy z pracowni, Claire natychmiast zaprowadziła
mnie po schodach na wyższe piętro. Cały czas miałam w głowie obraz pięknych
pracowni i nie wierzyłam, jakim cudem jest możliwe to, by zapewnić studentom
takie wspaniałe warunki do pracy na uniwersytecie stanowym, finansowanym przez
państwo, a nie prywatnym…
- Gotowa? – Claire położyła mi rękę na ramieniu, odrywając
mnie od rozmyślań. – To tutaj. – wskazała dłonią na drzwi, przed którymi się
znalazłyśmy, po czym kilkukrotnie zapukała. Po korytarzu poniósł się pogłos i
po krótkiej chwili usłyszałyśmy ciche zaproszenie do środka. Nacisnęłam
delikatnie klamkę, dając seniorce wejść pierwszej do gabinetu.
- Pani profesor, przyprowadziłam Nię. – słysząc te słowa,
moja mentorka odsunęła od siebie laptopa i wstała zza masywnego stołu z
ciemnego drewna. Była wysoką, krótko obciętą ciemną blondynką, ubraną w
elegancki kostium: jasną koszulę z kołnierzem, błękitną, ołówkową spódnicę i
dopasowaną kolorystycznie marynarką, zapiętą na jeden guzik.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się zza pleców koleżanki i
wysuwając się o dwa czy trzy kroki do przodu, nieco niezdarnie dygnęłam,
wywołując tym uśmiech na jej twarzy i słysząc za sobą zduszony śmiech.
- Ależ, moja droga, to nie są zajęcia z baletu. –
przysłoniła usta dłonią, ukrywając w ten sposób zaskoczenie, widoczne na jej
twarzy, po czym zgromiła wzrokiem nadal stojącą bliżej drzwi Claire. – Nie chcę
widzieć takiego zachowania, dobrze? - zwróciła się do niej. - Podejdź, nie masz się czego bać. Nazywam
się Andrea Kassar, ale chyba zdążyłaś się już zorientować, kim jestem. – podała
mi dłoń. – Proszę, usiądź. – lekko się odwracając, wskazała mi krzesło,
ustawione za jej plecami, po czym usiadła z gracją na swój fotel po
przeciwległej stronie biurka. – Panno Reed, może nas pani pozostawić, jeszcze
raz bardzo dziękuję. – odezwała się do Claire oficjalnym tonem.
- Oczywiście, pani profesor. Przepraszam, Niu. – skłoniła
głowę w moim kierunku. - Do zobaczenia. – pomachała mi dłonią, po czym wyszła,
cicho zamykając za sobą drzwi. Postawiłam torbę na wykładzinie obok fotela i usiadłam na
wskazanym miejscu, natychmiast się prostując.
- Świetnie. – złożyła dłonie, splatając palce, po czym
oparła je o blat stołu. – Powinnam chyba zacząć od oficjalnej formułki, ale
chyba nie ma sensu, żebym powtarzała jeszcze raz to, co zostało zawarte w notce
do ciebie. – badawczo zmierzyła mnie wzrokiem. – Odetchnij, nie musisz grać
kogoś, kim naprawdę nie jesteś.
Wypuściłam z cichym odgłosem powietrze z płuc, natychmiast
się uspokajając i siadając nieco wygodniej w krześle, po czym z przyzwyczajenia
zaplotłam nogi w kostkach. Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż byłam
zadziwiona osobą, siedzącą przede mną i chcąc uciec wzrokiem od jej spojrzenia,
zaczęłam lustrować otoczenie, wyszukując punkty, na których mogłabym dłużej się
skupić. Książki, książki, mnóstwo książek – cała ściana po mojej prawej stronie
była jednym wielkim regałem, wykonanym z tego samego rodzaju drewna, co biurko.
Za oknem widziałam mnóstwo drzew, uniwersyteckie tereny sportowe i nieco oddalone
za rzędem wysokich drzew boisko do gry w lacrosse.
- Tak… - usłyszałam cichy głos mentorki. – Zawsze jest tak
samo: najpierw widzę „pokazową” twarz studentów i studentek, potem szok,
malujący się na ich twarzach, a dopiero po jakimś czasie ich prawdziwa natura
daje o sobie znać. Sądzę, że to, co widziałam w twoim portfolio, nie było tylko
maską, przybraną na czas wykonywania przez ciebie tych prac.
- Zawsze taka jestem. – cicho zaprotestowałam.
- Ale nadal onieśmielona, prawda? – wiedziałam, że odgadła to
już wcześniej, więc nie miałam już żadnej tarczy, za którą mogłabym się ukryć.
- Może troszeczkę… Naprawdę to pani mnie obserwowała? –
spojrzałam pytająco.
- Tak. – dziwnym trafem na stole znalazła się śnieżnobiała
teczka z grubego papieru z wytłoczonym symbolem aparatu i elegancko
wykaligrafowanym nazwiskiem. Moim nazwiskiem! – To, co teraz widzisz, to
jedynie początek twojej przygody na naszym uniwersytecie, tu będą gromadzone
informacje o tobie, twoich postępach w nauce, raporty nauczycieli, ale również
wszystkie negatywne oceny i notatki. Pamiętaj, że to bardzo może ułatwić ci
później całą naukę, ponieważ na podstawie tych wszystkich dokumentów, które się
tu znajdą, będziesz mogła starać się o dodatkowe przywileje, należne naszym
studentom, poza tym jej zawartość może być niezwykle przydatna, kiedy będziesz
poszukiwała miejsca na staż lub pracę. –
otworzyła ją, odsłaniając kartę, podzieloną na kilka tabelek, w których było
coś zanotowane różnymi charakterami pisma. Widząc ją, przeszedł mnie lekki dreszcz.
Co takiego napisali o mnie moi przyszli nauczyciele?
- Co chciałabyś robić w życiu? – cicho zapytała, czytając
pobieżnie stronę. A skąd to, u licha, miałam wiedzieć? Nie, nie mogę tak
odpowiedzieć, to byłaby kompletna porażka. – Zobaczmy... – odwróciła stronę, na
której zobaczyłam znajome mi pismo, wykraczające długością poza wszelkie
akceptowalne normy. Profesor Finis, ileż ona naskrobała na mój temat… Była to
opiekunka koła, do którego należałam bardzo aktywnie w Madrycie. - Czytałam
dokładnie twoje akta z Madrytu kilka dni temu, ale muszę w nie zerknąć jeszcze
raz, ponieważ coś mogło mi umknąć, a tego na pewno nie chcemy, zarówno ty, jak
i ja. – usprawiedliwiła się, spoglądając na mnie, najwyraźniej oczekując
odpowiedzi.
- Nie wiem. Naprawdę, nigdy się nad tym nie zastanawiałam,
bo jak do tej pory nie musiałam, albo inaczej: nie chciałam. Odpychałam od
siebie tą myśl, wiedząc, że i tak ostateczną decyzję podejmę z rodzicami.
- Pamiętaj, że nikt nie może powiedzieć ci, co masz robić;
może doradzić, wskazać, pomóc, ale nie zdecydować. Z tego, co udało mi się
dowiedzieć na twój temat, interesujesz się naprawdę wieloma, teoretycznie
sprzecznymi za sobą dziedzinami, ale to nie działa na twoją niekorzyść, wręcz
przeciwnie, dzięki temu mamy o wiele szersze pole manewru. Nie przyszłaś z
pustymi rękoma, prawda? – po raz kolejny uśmiechnęła się zachęcająco w moją
stronę, więc postanowiłam się otworzyć i wygrzebałam z torby nieodłączny
kalendarz.
- Zastanawiałam się nad planem zajęć, co mogłabym wybrać, co
natomiast wykluczyć, ale nadal nie jestem pewna co do niektórych przedmiotów. –
zaczęłam przekartkowywać notes w poszukiwaniu własnych notatek.
- Zaczekaj chwilkę. Chciałabym opisać ci twój zestaw zajęć
obowiązkowych i ewentualne możliwości wyboru, jakie przed tobą stoją. Na pewno
rzecz jasna będziesz miała zajęcia z fotografii, praktyczne i teoretyczne z
profesor Stellar i jej asystentami. Oprócz tego technologię informacyjną,
obróbkę zdjęć, blok o nazwie nowoczesne media i sztuka wizualna, który jest
fakultatywny, jednak obowiązkowy. Poza tym brakuje jeszcze technik
artystycznych i bloku zajęć o innej technice, niż wybrana przez ciebie
fotografia. Obserwowałam twoje portfolio i zdążyłam się zorientować, że
interesujesz się wieloma metodami pracy.
- Poza fotografią najbardziej przepadam za rysunkiem
komiksowym.
- Wspaniale. – kobieta odwróciła się do komputera,
wprowadzając parę zmian. – Czy możesz spojrzeć w ten plan?
Kiedy zerknęłam w odwrócony monitor laptopa, na początku
lekko się uśmiechnęłam, widząc, jak bardzo jest on czytelny i zrozumiały dla
mnie. Tabela, przedstawiona przez profesor, prezentowała się całkiem ciekawie.
– O nie. – jęknęłam, nie zdając sobie z tego sprawy.
- Co się stało? – Kassar spojrzała na mnie z uwagą.
- Czy dałoby się uniknąć tych zajęć? – wskazałam palcem na
rzeźbę i drzeworyt. Od kiedy usiłowałam stworzyć coś z materiału
przestrzennego, zawsze, ale to zawsze kończyło się jakimś wypadkiem.
- Oczywiście. Mówiłaś o komiksach, tak? Już nanoszę poprawki
do planu.
Kiedy po ponad godzinie, spędzonej w gabinecie profesor
Kassar wyszłam z niego, triumfalnie trzymając w ręku twardą, nieco grubszą
kartkę z nadrukowanym na niej moim nowym planem, na zewnątrz panowały pustki.
Korytarz w głębi ział ciemnością, jednak kiedy w niego weszłam, zapaliły się
światła. Najwyraźniej w celu oszczędzania zasobów w szkole był zainstalowany
jakiś system, który wyłapywał ruch osób i zapalał światło, kiedy studenci
przemieszczali się w ich zasięgu.
Wszystko bardzo mi się podobało, a kiedy zobaczyłam przez okno
piękne, pełne roślin patio z fontanną pośrodku, zaczęłam się rozglądać, gdzie
może być wyjście na nie. Moją uwagę zwróciły lekko otwarte, niewielkie z tej
odległości, rzeźbione, wykonane z pociemniałego drewna drzwi z okuciami chyba z
patynowanej miedzi, umieszczone blisko narożnika. Wyglądało na to, że
uniwersytet rzeczywiście spełni moje wszelkie oczekiwania.
---------------------------------
Idealna tematyka dla idealnej sytuacji: dziś dowiedziałam się, że dostałam się na uniwersytet, więc razem z Nią będziemy podążały tą samą drogą :)
Wracając jednak do rozdziału: jest on kolejnym nadprogramowym, ale szalejącej weny nie powstrzyma nikt, ani nic :)
Enjoy i proszę jak zwykle o komentarze :D
---------------------------------
Idealna tematyka dla idealnej sytuacji: dziś dowiedziałam się, że dostałam się na uniwersytet, więc razem z Nią będziemy podążały tą samą drogą :)
Wracając jednak do rozdziału: jest on kolejnym nadprogramowym, ale szalejącej weny nie powstrzyma nikt, ani nic :)
Enjoy i proszę jak zwykle o komentarze :D
Kolejny wspaniały rozdział i ciekawe opisy, jednak ja jestem żądna jakiejś akcji :)
OdpowiedzUsuńWciąż czekam jak to się rozwinie.
Życzę weny i gratuluję dostania się na wymarzony uniwersytet ;)
Pozdrawiam, C.
P.S. U mnie też już jest nowy rozdział, także zapraszam w wolnej chwili.
Mogę to powiedzieć ze spokojem, że akcja pojawi się już w następnym rozdziale :)
UsuńWidzę, że mam nieco niecierpliwą widownię ;)
Co do studiów, dziękuję, mam nadzieję, że wszystko potoczy się tak, jak tego pragnę :)
S.
Dokładnie, też pragnę akcji :D
OdpowiedzUsuńCzekam i czekam na Kiełbasę i ciekawi mnie w jaki sposób ich ze sobą zapoznasz :D
Weny!
Myślę, że sposób można opisać tylko jednym słowem: bum. I już.
UsuńKiełbasa... jak przyjdzie, to będzie, spokojnie :) Jeszcze nie zaginął i będziecie marudzić, że jest go za dużo (dobra, to jest chyba technicznie niemożliwe) ;)
S.
Co z tego, że nadprogramowy jak się dobrze czyta? :)
Usuń