piątek, 11 lipca 2014

First steps into...

Kiedy po raz pierwszy pojawiłam się w budynku uniwersytetu, rozglądając się dookoła z ciekawością, zagadnęła mnie blondynka, ubrana w pasiastą sukienkę i delikatny, kremowy blezer.

- Cześć, czy to ty jesteś Nia? – zagadnęła mnie pierwsza. Mile, zna moje imię, ciekawe, czy wie coś więcej… Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, a jak na razie wszystko wydaje się być absolutnie w porządku.
- Zgadza się. – kiwnęłam energicznie głową, lustrując ją pytającym wzrokiem, który praktycznie od razu zauważyła, przyjaźnie się uśmiechając.
- Jestem Claire, należę do samorządu studenckiego i pomogę ci w, jak sądzę, zupełnie nowych realiach, jakie czekają cię w mojej, przepraszam, teraz już naszej – zaakcentowała ostatnie słowo – szkole. Mam nadzieję, że to nie problem, że pojawiłam się tu bez ostrzeżenia; jeśli tak, przepraszam.
- Nic się nie stało, w sumie to chyba ważniejsze, zdążę jeszcze wszystko zobaczyć.
- Planowałaś gdzieś iść?
- Chciałam obejrzeć pracownie. Poza tym wiem, że mam spotkać się z profesor… zaczekaj sekundkę.
Wyciągnęłam z kieszeni torby notes, kartkując go i szukając nazwiska.
- Kassar, profesor Kassar.
- To szefowa biura zajęć. Pewnie będziecie ustalały plan.
- Możliwe. Ja nic nie wiem.
- Dowiesz się, spokojnie. Właśnie, nie tęsknisz jeszcze za Hiszpanią? Wiem o tobie naprawdę niewiele, w sumie dostałam tylko twoją fotografię, żeby cię rozpoznać i skąd jesteś.
- Mam nadzieję. Jeszcze nie, jestem tu dopiero od kilku dni, więc czuję się na razie jeszcze jak na wakacjach. Może za jakiś czas zacznę marudzić, ale na razie nie mam do tego powodów.
- Chodź, pokażę ci kilka sal. Na którym wydziale będziesz się uczyła?
- Fotografii. Poza tym z tego, co widziałam w dokumentach, mam też mieć zajęcia ze sztuki medialnej i nowoczesnych mediów wizualnych.
- Tak, cała fotografia ma z tego fakultety. Chodź, pójdziemy do studia i laboratorium informatycznego.

Oglądałam z zapartym tchem salę, pomalowaną na ciemnoszary kolor, z lampami na wysięgnikach, zwieszających się z sufitu, półkach pełnych obiektywów, nakładek i innych drobiazgów do aparatu, a szeroko otwarte drzwi do nieco niższego pokoju, tworzącego integralną część pracowni aż prosiły, by zajrzeć: był to magazyn rekwizytów, pełen najróżniejszych przedmiotów, przydatnych podczas sesji. Nie mogłam marzyć o niczym innym, nawet nasze koło fotografii na uniwersytecie artystycznym w Madrycie nie było tak wyposażone.

Kiedy wyszłyśmy z pracowni, Claire natychmiast zaprowadziła mnie po schodach na wyższe piętro. Cały czas miałam w głowie obraz pięknych pracowni i nie wierzyłam, jakim cudem jest możliwe to, by zapewnić studentom takie wspaniałe warunki do pracy na uniwersytecie stanowym, finansowanym przez państwo, a nie prywatnym…

- Gotowa? – Claire położyła mi rękę na ramieniu, odrywając mnie od rozmyślań. – To tutaj. – wskazała dłonią na drzwi, przed którymi się znalazłyśmy, po czym kilkukrotnie zapukała. Po korytarzu poniósł się pogłos i po krótkiej chwili usłyszałyśmy ciche zaproszenie do środka. Nacisnęłam delikatnie klamkę, dając seniorce wejść pierwszej do gabinetu.

- Pani profesor, przyprowadziłam Nię. – słysząc te słowa, moja mentorka odsunęła od siebie laptopa i wstała zza masywnego stołu z ciemnego drewna. Była wysoką, krótko obciętą ciemną blondynką, ubraną w elegancki kostium: jasną koszulę z kołnierzem, błękitną, ołówkową spódnicę i dopasowaną kolorystycznie marynarką, zapiętą na jeden guzik.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się zza pleców koleżanki i wysuwając się o dwa czy trzy kroki do przodu, nieco niezdarnie dygnęłam, wywołując tym uśmiech na jej twarzy i słysząc za sobą zduszony śmiech.
- Ależ, moja droga, to nie są zajęcia z baletu. – przysłoniła usta dłonią, ukrywając w ten sposób zaskoczenie, widoczne na jej twarzy, po czym zgromiła wzrokiem nadal stojącą bliżej drzwi Claire. – Nie chcę widzieć takiego zachowania, dobrze? - zwróciła się do niej.  - Podejdź, nie masz się czego bać. Nazywam się Andrea Kassar, ale chyba zdążyłaś się już zorientować, kim jestem. – podała mi dłoń. – Proszę, usiądź. – lekko się odwracając, wskazała mi krzesło, ustawione za jej plecami, po czym usiadła z gracją na swój fotel po przeciwległej stronie biurka. – Panno Reed, może nas pani pozostawić, jeszcze raz bardzo dziękuję. – odezwała się do Claire oficjalnym tonem.

- Oczywiście, pani profesor. Przepraszam, Niu. – skłoniła głowę w moim kierunku. - Do zobaczenia. – pomachała mi dłonią, po czym wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Postawiłam torbę na wykładzinie obok fotela i usiadłam na wskazanym miejscu, natychmiast się prostując.

- Świetnie. – złożyła dłonie, splatając palce, po czym oparła je o blat stołu. – Powinnam chyba zacząć od oficjalnej formułki, ale chyba nie ma sensu, żebym powtarzała jeszcze raz to, co zostało zawarte w notce do ciebie. – badawczo zmierzyła mnie wzrokiem. – Odetchnij, nie musisz grać kogoś, kim naprawdę nie jesteś.

Wypuściłam z cichym odgłosem powietrze z płuc, natychmiast się uspokajając i siadając nieco wygodniej w krześle, po czym z przyzwyczajenia zaplotłam nogi w kostkach. Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż byłam zadziwiona osobą, siedzącą przede mną i chcąc uciec wzrokiem od jej spojrzenia, zaczęłam lustrować otoczenie, wyszukując punkty, na których mogłabym dłużej się skupić. Książki, książki, mnóstwo książek – cała ściana po mojej prawej stronie była jednym wielkim regałem, wykonanym z tego samego rodzaju drewna, co biurko. Za oknem widziałam mnóstwo drzew, uniwersyteckie tereny sportowe i nieco oddalone za rzędem wysokich drzew boisko do gry w lacrosse.

- Tak… - usłyszałam cichy głos mentorki. – Zawsze jest tak samo: najpierw widzę „pokazową” twarz studentów i studentek, potem szok, malujący się na ich twarzach, a dopiero po jakimś czasie ich prawdziwa natura daje o sobie znać. Sądzę, że to, co widziałam w twoim portfolio, nie było tylko maską, przybraną na czas wykonywania przez ciebie tych prac.
- Zawsze taka jestem. – cicho zaprotestowałam.
- Ale nadal onieśmielona, prawda? – wiedziałam, że odgadła to już wcześniej, więc nie miałam już żadnej tarczy, za którą mogłabym się ukryć.
- Może troszeczkę… Naprawdę to pani mnie obserwowała? – spojrzałam pytająco.
- Tak. – dziwnym trafem na stole znalazła się śnieżnobiała teczka z grubego papieru z wytłoczonym symbolem aparatu i elegancko wykaligrafowanym nazwiskiem. Moim nazwiskiem! – To, co teraz widzisz, to jedynie początek twojej przygody na naszym uniwersytecie, tu będą gromadzone informacje o tobie, twoich postępach w nauce, raporty nauczycieli, ale również wszystkie negatywne oceny i notatki. Pamiętaj, że to bardzo może ułatwić ci później całą naukę, ponieważ na podstawie tych wszystkich dokumentów, które się tu znajdą, będziesz mogła starać się o dodatkowe przywileje, należne naszym studentom, poza tym jej zawartość może być niezwykle przydatna, kiedy będziesz poszukiwała miejsca na staż lub pracę.  – otworzyła ją, odsłaniając kartę, podzieloną na kilka tabelek, w których było coś zanotowane różnymi charakterami pisma. Widząc ją, przeszedł mnie lekki dreszcz. Co takiego napisali o mnie moi przyszli nauczyciele?

- Co chciałabyś robić w życiu? – cicho zapytała, czytając pobieżnie stronę. A skąd to, u licha, miałam wiedzieć? Nie, nie mogę tak odpowiedzieć, to byłaby kompletna porażka. – Zobaczmy... – odwróciła stronę, na której zobaczyłam znajome mi pismo, wykraczające długością poza wszelkie akceptowalne normy. Profesor Finis, ileż ona naskrobała na mój temat… Była to opiekunka koła, do którego należałam bardzo aktywnie w Madrycie. - Czytałam dokładnie twoje akta z Madrytu kilka dni temu, ale muszę w nie zerknąć jeszcze raz, ponieważ coś mogło mi umknąć, a tego na pewno nie chcemy, zarówno ty, jak i ja. – usprawiedliwiła się, spoglądając na mnie, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.
- Nie wiem. Naprawdę, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo jak do tej pory nie musiałam, albo inaczej: nie chciałam. Odpychałam od siebie tą myśl, wiedząc, że i tak ostateczną decyzję podejmę z rodzicami.
- Pamiętaj, że nikt nie może powiedzieć ci, co masz robić; może doradzić, wskazać, pomóc, ale nie zdecydować. Z tego, co udało mi się dowiedzieć na twój temat, interesujesz się naprawdę wieloma, teoretycznie sprzecznymi za sobą dziedzinami, ale to nie działa na twoją niekorzyść, wręcz przeciwnie, dzięki temu mamy o wiele szersze pole manewru. Nie przyszłaś z pustymi rękoma, prawda? – po raz kolejny uśmiechnęła się zachęcająco w moją stronę, więc postanowiłam się otworzyć i wygrzebałam z torby nieodłączny kalendarz.
- Zastanawiałam się nad planem zajęć, co mogłabym wybrać, co natomiast wykluczyć, ale nadal nie jestem pewna co do niektórych przedmiotów. – zaczęłam przekartkowywać notes w poszukiwaniu własnych notatek.
- Zaczekaj chwilkę. Chciałabym opisać ci twój zestaw zajęć obowiązkowych i ewentualne możliwości wyboru, jakie przed tobą stoją. Na pewno rzecz jasna będziesz miała zajęcia z fotografii, praktyczne i teoretyczne z profesor Stellar i jej asystentami. Oprócz tego technologię informacyjną, obróbkę zdjęć, blok o nazwie nowoczesne media i sztuka wizualna, który jest fakultatywny, jednak obowiązkowy. Poza tym brakuje jeszcze technik artystycznych i bloku zajęć o innej technice, niż wybrana przez ciebie fotografia. Obserwowałam twoje portfolio i zdążyłam się zorientować, że interesujesz się wieloma metodami pracy.
- Poza fotografią najbardziej przepadam za rysunkiem komiksowym.
- Wspaniale. – kobieta odwróciła się do komputera, wprowadzając parę zmian. – Czy możesz spojrzeć w ten plan?
Kiedy zerknęłam w odwrócony monitor laptopa, na początku lekko się uśmiechnęłam, widząc, jak bardzo jest on czytelny i zrozumiały dla mnie. Tabela, przedstawiona przez profesor, prezentowała się całkiem ciekawie. – O nie. – jęknęłam, nie zdając sobie z tego sprawy.
- Co się stało? – Kassar spojrzała na mnie z uwagą.
- Czy dałoby się uniknąć tych zajęć? – wskazałam palcem na rzeźbę i drzeworyt. Od kiedy usiłowałam stworzyć coś z materiału przestrzennego, zawsze, ale to zawsze kończyło się jakimś wypadkiem.
- Oczywiście. Mówiłaś o komiksach, tak? Już nanoszę poprawki do planu.
Kiedy po ponad godzinie, spędzonej w gabinecie profesor Kassar wyszłam z niego, triumfalnie trzymając w ręku twardą, nieco grubszą kartkę z nadrukowanym na niej moim nowym planem, na zewnątrz panowały pustki. Korytarz w głębi ział ciemnością, jednak kiedy w niego weszłam, zapaliły się światła. Najwyraźniej w celu oszczędzania zasobów w szkole był zainstalowany jakiś system, który wyłapywał ruch osób i zapalał światło, kiedy studenci przemieszczali się w ich zasięgu.

Wszystko bardzo mi się podobało, a kiedy zobaczyłam przez okno piękne, pełne roślin patio z fontanną pośrodku, zaczęłam się rozglądać, gdzie może być wyjście na nie. Moją uwagę zwróciły lekko otwarte, niewielkie z tej odległości, rzeźbione, wykonane z pociemniałego drewna drzwi z okuciami chyba z patynowanej miedzi, umieszczone blisko narożnika. Wyglądało na to, że uniwersytet rzeczywiście spełni moje wszelkie oczekiwania.
---------------------------------
Idealna tematyka dla idealnej sytuacji: dziś dowiedziałam się, że dostałam się na uniwersytet, więc razem z Nią będziemy podążały tą samą drogą :)
Wracając jednak do rozdziału: jest on kolejnym nadprogramowym, ale szalejącej weny nie powstrzyma nikt, ani nic :)
Enjoy i proszę jak zwykle o komentarze :D

5 komentarzy:

  1. Kolejny wspaniały rozdział i ciekawe opisy, jednak ja jestem żądna jakiejś akcji :)
    Wciąż czekam jak to się rozwinie.
    Życzę weny i gratuluję dostania się na wymarzony uniwersytet ;)
    Pozdrawiam, C.

    P.S. U mnie też już jest nowy rozdział, także zapraszam w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę to powiedzieć ze spokojem, że akcja pojawi się już w następnym rozdziale :)
      Widzę, że mam nieco niecierpliwą widownię ;)
      Co do studiów, dziękuję, mam nadzieję, że wszystko potoczy się tak, jak tego pragnę :)
      S.

      Usuń
  2. Dokładnie, też pragnę akcji :D
    Czekam i czekam na Kiełbasę i ciekawi mnie w jaki sposób ich ze sobą zapoznasz :D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że sposób można opisać tylko jednym słowem: bum. I już.
      Kiełbasa... jak przyjdzie, to będzie, spokojnie :) Jeszcze nie zaginął i będziecie marudzić, że jest go za dużo (dobra, to jest chyba technicznie niemożliwe) ;)
      S.

      Usuń
    2. Co z tego, że nadprogramowy jak się dobrze czyta? :)

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)