wtorek, 1 lipca 2014

Arriving to USA

Stałam już w terminalu lotniska imienia Johna F. Kennedy’ego po długim locie z Madrytu. Nie ukrywałam, że pomimo sporego cofnięcia się w czasie byłam zmęczona, może to za sprawą zmiany ciśnienia, jednak Nowy Jork powitał mnie słoneczną pogodą. Podczas podchodzenia do lądowania widziałam po raz pierwszy w życiu sylwetkę Statui Wolności, która trzymając w ręku nieodłączną pochodnię, napawała mnie swego rodzaju radością. Moje marzenie miało się wkrótce spełnić i nie ukrywałam malującego się na twarzy szerokiego (i może z dala wyglądającego na nieco głupkowaty) uśmiechu, jednak inaczej nie potrafiłam zareagować na to, co mnie otaczało. Czas oczekiwania na kolejny lot nie był długi: zaledwie trzy godziny, z których część musiałam poświęcić na odprawę, więc wiedziałam, że zdążę jedynie wypić kawę i może chwilę posiedzieć, nieco odpocząć. Nie mogłam być niczego pewna na drugim końcu świata.

Dzięki temu, że leciałam pierwszą klasą (cóż, za mój lot płaciła fundacja stypendialna), miałam dostęp do saloniku, w którym mogłam nieco odetchnąć. Kiedy do niego weszłam, trzymając w ręku kartę pokładową w eleganckiej, ciemnoczerwonej wkładce, ciągnąc za sobą niewielką walizkę z bagażem podręcznym, chwilę później znalazła się przy mnie stewardessa, ubrana w bordowy mundurek ze złotymi lamówkami.
- Dzień dobry, witam w saloniku pierwszej klasy na lotnisku J.F. Kennedy’ego. Czy mogę prosić o pani dokument tożsamości?
Kiedy podałam jej dokumenty, uśmiechnęła się.
- Odprawa pani lotu zaczyna się niedługo, jednak pierwsza klasa obsługiwana jest przez naszą obsługę. Proszę, niech pani usiądzie, czego się pani napije?
- Poproszę kawę. Latte macchiato, najlepiej waniliową. – z wdzięcznością uśmiechnęłam się do kobiety, która kiwnęła mi głową, po czym natychmiast udała się do baru, przy którym siedziało kilku mężczyzn, rozmawiających ze sobą i ubranych w eleganckie, ale dość swobodne stroje. Jeden z nich miał kasztanowe włosy, związane w ciasną kitkę, jednak przestałam zwracać na nich uwagę w momencie, gdy stewardesa przyniosła moją kawę. Była idealna, trójwarstwowa, z warstwą pysznej, mlecznej pianki, a niewielkie, karmelowe ciasteczko, leżące obok, było idealnym dodatkiem do jednego z moich ulubionych napojów. Cóż, nie mogłam przecież poprosić na lotnisku o granizado, czyli bardzo drobno pokruszony lód z sokiem z cytryny, cytrynową skórką i zaledwie odrobiną wody.

Myślałam o tym, co czeka mnie w LA, ponieważ kompletnie nie wiedziałam, czego i kogo mogę się spodziewać poza osobą, która odbierze mnie z lotniska. Gdzie zamieszkam? Jak daleko będę musiała jeździć na zajęcia? Miałam wiele pytań, które jak na razie pozostawały bez odpowiedzi. Kiedy dokończyłam moją latte, jednocześnie czytając aktualny magazyn lifestylowy, leżący przede mną na niewielkim stoliczku, podeszła do mnie stewardessa.
- Dostałam informację, że odprawa pani lotu rozpoczęła się i możemy wpuszczać na pokład pasażerów pierwszej klasy. Zapraszam.
Wstałam, poprawiłam bluzkę i spodnie, narzuciłam na ramiona sweterek i skierowałam się za nią, ciągnąc za sobą walizeczkę, w której miałam mój najcenniejszy skarb: lustrzankę, z którą nie rozstawałam się podczas każdej z podróży. Co prawda razem z akcesoriami ważyła dość sporo, jednak nie ośmieliłabym się włożyć jej do walizki, lecącej w luku, rzucanej i obijanej, w której aparat mógłby się zniszczyć. Po drodze do samochodu jeszcze raz mignęły mi sylwetki mężczyzn, nadal siedzących przy barze: wszyscy mieli na twarzach okulary przeciwsłoneczne, choć znajdowali się w pomieszczeniu. Może po prostu raziło ich światło słoneczne, wpadające do salonu przez szklaną ścianę, przez którą widać było również pasy startowe i płytę lotniska.
Kiedy przeszłyśmy ze stewardesą przez rozsuwane drzwi, wiedziałam już, co mam robić, więc szybszym krokiem przeszłam szerokim holem, przekraczając kolejne drzwi, łączące go z prywatnym parkingiem, na którym stało już czarne auto.
- Życzę miłej podróży. – kiedy wsiadłam do samochodu, zamknęła za mną drzwi, a kierowca natychmiast ruszył, powoli wyjeżdżając na płytę. Samolot, pomalowany w kolory hiszpańskich linii lotniczych czekał już na pasażerów, których bagaże, a wśród nich również i mój, były pakowane do luku.

Kiedy kierowca otworzył przede mną drzwi auta, wysiadłam razem z walizką, ostrożnie ją obracając i wnosząc w dłoni na pokład po schodkach. W tej części lotu miałam o dziwo to samo miejsce, co wcześniej, więc przywitałam się z inną stewardessą, pokazując jej bilety i dając się pokierować. Kiedy zajęłam miejsce na fotelu, postanowiłam od razu przestawić zegarek, noszony na nadgarstku, dopasowując go do czasu miejscowego Kalifornii. Od domu dzieliło mnie już pięć godzin, a po lądowaniu w LA jeszcze kolejne cztery, więc wiedziałam, że w domu będzie już ciemna noc. Dopóki drzwi maszyny były jeszcze otwarte, wysłałam do rodziców szybkiego SMS’a, nie chcąc, by się niepokoili. Pamiętałam ich niedawną reakcję na moją ostateczną decyzję o wyjeździe: bardzo się martwili, ale z drugiej strony byli bardzo szczęśliwi, że dorosłam i chcę robić to, na czym tak mi zależy.

- Czy zechce się pani napić szampana? – stewardessa stanęła przy moim fotelu, cichym głosem odrywając mnie od ekranu smartfona. – Podczas startu będzie musiała wyłączyć telefon, panno Fallon.
- Oczywiście. Za szampana dziękuję, wolałabym coś innego.
- Mamy na pokładzie oprócz alkoholu wodę, herbatę, kawę i soki owocowe.
- Poproszę teraz wodę, a na pół godziny przed lądowaniem sok pomarańczowy.
- Już podaję. – odeszła, zbierając zamówienia od innych pasażerów, a ja popatrzyłam do przodu, obserwując wsiadających. Kiedy zobaczyłam mężczyzn z saloniku, lekko się uśmiechnęłam. Już wiem, co przypominały mi ich stroje: Coachellę, czyli kalifornijski, coroczny festiwal artystyczny, z którego nagrania oglądałam z zapartym tchem prawie każdego roku. Działo się na nim naprawdę wiele, a Indio zamieniało się na jego czas w jedną wielką galerię sztuk wszelakich z kilkoma scenami muzycznymi i najróżniejszymi wykonawcami, od popu po ska, przez rocka i muzykę elektroniczną – dla każdego znalazłoby się tam coś dobrego. Możliwe, że w tym roku uda mi się tam pojechać. Kolejne marzenie z listy zostanie wykreślone.

Widząc ostrzeżenie o zapięciu pasów, natychmiast wyłączyłam telefon, wsuwając go w kieszeń, zapinając pas i biorąc w ręce magazyn, leżący przede mną w siatce kolejnego fotela. Obok mnie znajdowało się puste miejsce, więc mogłam liczyć na nieco spokoju, w przeciwieństwie do poprzedniej części lotu, kiedy obok mnie siedziała jakaś młoda kobieta, która najpierw trajkotała do koleżanki, siedzącej z przodu, po czym kiedy zasnęła, odetchnęłam z ulgą. Przeglądałam kolejne artykuły dość długo, po czym usiadłam nieco wygodniej, zapadając w drzemkę. Obudziła mnie stewardessa, trzymając w ręce sok. Spałam aż tyle? Kiedy przetarłam oczy, okazało się, że już niedługo mieliśmy lądować.
Z radością przyjęłam chłodny, pyszny napój, spoglądając w okno. Pola, całe w zieleni i złocie, znajdujące się na terenie stanu Kalifornia były porażająco piękne. Kiedy coraz bardziej się obniżaliśmy, zaczynałam rozróżniać drobne miejscowości, lecz z każdą kolejną chwilą budynków na przedmieściach LA było coraz więcej i więcej, więc z uśmiechem patrzyłam na całą masę dachów, na którymi lecieliśmy. W oddali widać było budynek lotniska, na którym to miała zacząć się moja całoroczna wizyta w Stanach.

Procedury minęły dość szybko: odebrałam z taśmy swój bagaż, przypinając do niego mniejszą walizkę i skierowałam się do hali przylotów, w której stała kobieta z kartką PANNA N.FALLON, do której podeszłam.
- Dzień dobry. – przywitałam się z nią, uśmiechając się. Podobno według naukowców to pierwsze 30 sekund kontaktu z nową osobą wpływa na całe jej postrzeganie, więc starałam się wypaść jak najlepiej.
- Witaj, nazywam się Anna Newman, jestem pracownikiem biura wymian i będę opiekowała się tobą podczas twojego pobytu w Los Angeles. Jak minęła podróż?
- Dziękuję, było całkiem dobrze, nie mogę narzekać.
- Cudownie. – klasnęła w dłonie. – Samochód, którym pojedziemy do mieszkania studenckiego, czeka już na parkingu. A to – dotknęła mojego ramienia – nie będzie ci potrzebne. Na dworze jest bardzo ciepło.
Słuchając rady opiekunki, ściągnęłam z ramion narzutkę, schylając się i wkładając ją do mniejszej z toreb. Miała rację, gdyż zaraz po wyjściu z budynku poczułam na skórze gorące promienie słońca. Kiedy szofer pomógł mi umieścić w bagażniku walizki, z uśmiechem wsiadłam do klimatyzowanego auta, rozglądając się przez szyby. Miasto było przepiękne dniem, a neony, które widziałam dookoła drogi, musiały wyglądać cudownie na nocnych zdjęciach.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, samochód zatrzymał się pod budynkiem, z wyglądu przypominającym kamieniczkę, jednak okazało się, że była to bardzo nowoczesna konstrukcja z postarzoną jedynie fasadą. Kiedy weszłyśmy po schodach, a za nami szofer, niosący moje walizki, opiekunka otworzyła drzwi, pokazując mi jasne, otwarte mieszkanie.
- Jako że jesteś pierwsza, możesz wybrać pokój. Twoja współlokatorka, Olga, przylatuje za kilka dni, więc zobaczymy się jeszcze przed rozpoczęciem roku. Panie Williams, czy może pan przenieść walizki do sypialni? – zwróciła się do szofera.
- Oczywiście.
Zerknęłam do obu pokoi, jednak znacznie bardziej spodobał mi się błękitny, z niewielkim łóżkiem, zasłanym niebieską pościelą, szafą i biurkiem, wykonanymi z jasnego drewna. Od razu podbił moje serce.
- Ten. – zaraz po rekonesansie pokazałam na drzwi do wybranej przeze mnie sypialni. – Jest idealny.

Po wyjściu z mieszkania opiekunki i kierowcy spojrzałam w lustro: nie wyglądałam jak gwiazda filmowa, których w tym mieście było pełno, a wręcz przeciwnie: ciemne włosy, które rozpuściłam, rozsypały mi się na ramionach, a niektóre kosmyki sterczały na lewo i prawo, nie dając się wyczesać. Na pobladłej twarzy, zmęczonej podróżą, oczy wydawały się dwa razy większe niż zwykle, ale wiedziałam, że na odpoczynek będę mogła pozwolić sobie dopiero później, gdyż musiałam przywyknąć do zmiany czasu i zupełnie nowego rytmu dnia. To, co było najgorsze w jet lagu, to fakt, że ujawniał się w najgorszym możliwym momencie.

-----------------------------------------------
Bardzo dziękuję Wam za tak miłe przyjęcie nowego bloga :)
Cieszy mnie fakt, że są jeszcze osoby, które skłonne są zaglądać, co się tutaj dzieje. 
Mam ogłoszenie: w związku z ograniczeniem konieczności spamowania na Waszych blogach udostępniam możliwość samodzielnego zaobserwowania opowiadania. Tak będzie chyba łatwiej, zarówno dla mnie, jak i dla Was. 
Kolejny fragment #soon.
To the international readers: please, translate this story to English (angielski), because in another languages are some important translation errors. If you find some errors, I'm sorry in advance, but this time it's not my fault. Also, you can follow this story, just "click" in the button on the right side of the page. Thank you!

10 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie się zaczyna rozkręcać, czekam na jakąś większą akcję, bo juz teraz robi się coraz ciekawiej :)
    Życzę weny i dużej ilości pomysłow, bo najciężej jest zaczac cos nowego.
    Pozdrawiam, C.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że w tym wypadku początek i parę rozdziałów do przodu już mam, gorzej z rozwinięciem... Ale myślę, że jeśli się postaram...
    Dzięki, że zajrzałaś :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, a jeśli chodzi o mojego bloga, to jest już nowy rozdział, byłoby miło gdybyś zajrzała :)
      Możesz też zaobserwować, wtedy nie będę ci tu spamować ;D
      http://nuit-du-reveur.blogspot.com/

      Usuń
  3. Jest super, naprawdę! Wciągnęło mnie niesamowicie, oby tak dalej!
    Świetnie opisany cały ten pobyt w samolocie, te wszystkie szczególiki, drobiazgi, to daje całości takiego uroku, i dzięki temu czyta się o niebo przyjemniej :)
    Intryguje mnie główna bohaterka, mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale zacznie się coś dziać i dowiemy się czegoś więcej :3
    Na razie życzę weny, wracaj do nas szybko! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się,że udało mi się przenieść ten specyficzny, lotniskowy klimat :) Tym razem przygotowałam więcej rozdziałów wprowadzających do całej historii,więc akcji na pewno nie zabraknie :)
      Pozdrawiam,
      S.

      Usuń
  4. Akcja powoli się rozkręca. Pan Kiełbasa z kolegami już się pokazali, ale czekam w takim wypadku na jakieś bliższe spotkanie. Coś tam zapewne już sobie wymyśliłaś, ciekawa jestem jak to rozegrasz. ;)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiełbasa i koledzy" - padłam ze śmiechu :D
      Cóż,możliwe,że coś wymyśliłam,ale... nie zamierzam się wygadać,co i jak :)
      S.

      Usuń
    2. To tak odnośnie rybnickiego koncertu, Jared powiedział, że możemy na niego mówić Kiełbasa - nie ma problemu :D (wcześniej, żeby było zabawniej zapytał czy mówimy na niego Dziadu... xD ale pewnie widziałaś filmiki ;) )
      Domyślam się, że się nie wygadasz więc czekam na rozdziały ^^

      Usuń
  5. Liczę, że w kolejnych rozdziałach akcja znacząco przyśpieszy. Ooo, czyżby ci panowie z samolotu byli naszymi głównymi bohaterami? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy... czy tak, czy nie,za jakiś czas okaże się, co zaplanowałam :)
      Akcja rozpędzić się nie może za szybko, zamierzam stopniowo podgrzewać atmosferę ;)
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)